Hej!
Witam was gorąco!
Przede wszystkim i na sam początek chciałem zadedykować tę notkę wspaniałej osobie, która pierwsza weszła na mojego bloga i dodała komentarze, a mianowicie Alice:), której blog jest moją ulubioną lektura od niepamiętnych czasów:
http://dalsze-historie-alice-i-jaspera.blog.onet.pl/
Bardzo jestem jej wdzięczny, bo podniosła mnie na duchu i sprawiła, że uwierzyłem, że ten blog na coś się jeszcze przyda. Gorące pozdrowienia dla niej i wielkie Thanks. :*
Oprócz tego dziękuję etykietce za miły komentarz. Wiem, wiem, że mój styl na to nie wskazuje, ale cóż... :P Co do wulgaryzmów to uważam, że całe życie się z nich nie składa, więc nie ma co ich nadużywać. (chociaż nie przeczę, że czasami się do nich odnoszę :P ) A co do gejów to podniosłaś mnie na duchu Thx. :*
No i oczywiście każda osoba, która tu weszła dostaje ode mnie gorące podziękowania i jeśli się tylko ujawni to napewno ją zauważe.
Pozdro
Jazz183
Rozdział 6
Spojrzałem na Alice oniemiały.
Ten pocałunek...
Nie czułem czegoś takiego od ponad wieku...
I te słowa...
Że nigdy jej nie skrzywdzę...
Biło od niej wtedy takie zaufanie do mnie, taka pewność siebie...
Było to zarazem cudowne i przerażające...
Czy ona nie potrafiła zrozumieć, że ja jestem potworem?
Gdyby była mądrzejsza uciekła, by ode mnie i nigdy już nie wróciła, ale nie...
Ona musiała być z tych co są odważni i nie przeszkadza im przeszłość człowieka, bo oni patrzą tylko na teraźniejszość.
Z drugiej strony wiedziałem, że już się do niej przywiązałem i gdyby mnie teraz zostawiła, albo ja ją to wypomiałbym to sobie przez całe życie.
-Jesteś głodny. -odezwał się do mnie chochlik.
Kiedy mi o tym przypomniała, natychmiast poczułem jak ogień pali mnie od środka.
Kiwnąłem lekko głową.
-Wytrzymam jeszcze trochę. -mruknąłem, kłamiąc.
-Mhm. Jasne. -mruknęła z ironią w głosie.-Dobrze wiem, że kłamiesz. -zaśmiała się.
Przewróciłem oczami.
Jej entuzjazm był niewiarygodny.
-To może pójdziemy na polowanie? -zaproponowała.
Znowu przed oczami pojawił mi się obraz śmierci.
-Nie!-krzyknąłem szybko. -Wytrzymam.
Alice zaśmiała się.
-Co cię tak śmieszy? -spytałem.
-Twoja reakcja. -wytłumaczyła szybko. -Spokojnie. Nie zamierzam polować na ludzi. Na samą myśl jest mi nie dobrze.
-Nie na ludzi? -powtórzyłem zdziwiony.
-Oh, widzisz... Ja tylko pięć razy piłam ludzką krew. Później polowałam tak jak Cullenowie, na zwierzęta. -uśmiechnęła się.
-Na zwierzęta... Ja... -zacząłem.
-Nie martw się. -położyła mi rękę na ramieniu. -Smakują może trochę gorzej, ale da się przyzwyczaić, no i nikt w ten sposób nie ginie. -wytłumaczyła pośpiesznie.
-Z wyjątkiem zwierząt.-mruknąłem pod nosem.
-Błagam.Nie mów, że jak byłeś człowiekiem to byłeś wegetarianinem!
-Nie, no co ty.
-No widzisz, więc jak byłeś człowiekiem to też jadłeś zwierzęta i teraz to tez nie ulegnie zmianie.
Poczułem do niej wdzięczność.
Podsunęła mi koło ratunkowe, które sprawiało, że nie musiałem zabijać ludzi.
Była wspaniała...
Taki mały promyk słońca wśród ciemności.
-Idziemy? -spytała.
-Alice, przecież pada.-mruknąłem.
Spojrzała na mnie jak na kretyna i dopiero po chwili zorientowałem się, że od parunastu minut nie słyszę rytmicznego uderzania kropel o dach.
-No tak. Wybacz, nie zauważyłem zmiany pogody.-jęknąłem.
Ta posłała mi znowu anielski usmiech.
Wyglądała z nim tak pięknie...
Po chwili zrozumiałem dlaczego nie zwróciłem uwagi na zmieniającą się pogodę...
Byłem zbytnio zapatrzony w Alice.
Dziewczyna tanecznym krokiem podeszła do drzwi wyjściowych i spojrzała na mnie z wyczekiwaniem.
-Idziesz?-spytała, uśmiechając się.
Kiwnąłem głową i dołączyłem do niej.
Zeszliśmy na dół.
Ludzie gapili się na nas z podziwem i mieszaniną frustracji.
Ciekawe dlaczego byli tak zdenerwowani?
Alice podeszła do baru i z szerokim usmiechem podała kelnerowi klucz od pokoju.
-Dziękuję. Ile płacę?- spytała jeszcze słodszym głosem niż dotychczas.
-Dla panienki za darmo.-zaśmiał się mężczyzna biorąc od niej klucz.
-Oh! Dziękuję.-posłała mu cudowny uśmiech.
Kiedy tak rozmawiała z tym człowiekiem poczułem w sercu dziwne uczucie.
Nie wiedzieć czemu byłem wściekły na rozmówce mojej nowo poznanej znajomej.
Byłem...
ZAZDROSNY?!
Matko jedyna!
Czy to uczucie to była właśnie zazdrość?
Jeśli tak to było coraz gorzej.
Przywiązałem się do tego małego chochlika tak mocno, że aż sam nie miałem pojęcia jak.
Wyszedłem z baru nie chcąc oglądać tej dziwnej rozmowy mojej Alice.
Mojej Alice?
Super!
Za bardzo się przywiązałem.
Wampirzyca wyszła z pubu zaraz po mnie i spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Coś się stało?-spytała.
-Nie, a co, by miało się stać?-mruknąłem.
-Tak szybko wyszedłeś...
-Ja... -zawachałem się.
Przecież nie mogę jej powiedzieć prawdy.
-Ja po prostu bałem się, że stracę kontrolę. -skłamałem płynnie.
Kiwnęła głową ze zrozumieniem, gładko łykając moje kłamstwo.
-Gdzie będziemy polować?-spytałem, by zmienić temat.
-Na zachód. -powiedziała szybko.-Tam jest duży las, do którego nie chodzi prawie żaden człowiek.
Kiwnąłem głową.
-Prowadź. -szepnąłem, patrząc jej w oczy.
Uśmiechnęła się i z wampirzą szybkością ruszyła przed siebie.
Szybko ją dogoniłem.
Była dość wolna, więc musiałem uważać, by jej nie zgubić.
Pęd powietrza odgarniał jej krótkie włosy sprawiając, że wydawały się być jeszcze bardziej nastroszone niż dotychczas.
Mijały minuty.
Weszliśmy do jakiegoś lasu.
Wydawał się być dużo starszy od tych wcześniej mi widzianych.
Nagle moja mała towarzyszka zatrzymała się gwałtownie, zmuszając mnie tym do uczynienia tego samego.
-To tutaj. -szepnęła.
Kiwnąłem głową.
-Umiesz polować, no nie?-spytała.
Przewróciłem oczami.
-No tak.-zaśmiała się.-Kogo ja pytam. Jesteś nawet ode mnie starszy i masz napewno więcej doświadczenia.
-Mam go aż za dużo.-mruknąłem.
Zignorowała moje użalanie się nad sobą i pokazała mi drzewo przed nami.
-Przyjdź tutaj jak skończysz polować, ok?-spytała.
Kiwnąłem głową na znak potwierdzenia.
Z natury nie byłem gadatliwy.
Ona posłała mi cudowny usmiech, odwróciła się i pobiegła przed siebie.
Westchnąłem i wolnym krokiem poszedłem w druga stronę.
Po parunastu minutach zatrzymałem się i wciągnąłem powietrze w poszukiwaniu zapachu, który, by mnie chodź trochę zainteresował.
W całym tym lesie było mnóstwo zapachów jednak żaden nie wydawał się być nadzwyczaj apetyczny.
Człowiek miał lepszy zapach...
Smaczniejszy...
Westchnąłem ponownie i skierowałem się w stronę, z której dochodziła najlepsza chyba ze wszystkich woń.
Szybko zauważyłem ogromnego lwa górskiego i niewiele myśląc rzuciłem się na niego.
Walka trwała krótko.
Zwierzę zorientowawszy się, że coś mu grozi zamachnęło się na mnie pazurami, ale te przesunęły się po mojej skórze nie czyniąc mi żadnej krzywdy.
Nie chcąc się z nim bawić skręciłem mu kark i przywarłem zębami do jego szyi.
Krew była mało apetyczna, ale ciepła i łagodziła ogień w moim gardle.
Zawsze to lepsze niż pozbawić życia kolejnego człowieka.
Kiedy poczułem, że w zwierzęciu nie ma już ani kropli krwi upuściłem je i pobiegłem w wampirzym tempie w umówione z Alice miejsce.
Siedziała tam...
Piękna, z błyszczącymi złotem oczami.
Na mój widok uśmiechnęła się promiennie.
-I jak polowanie?-spytała.
-Dobrze, chodź krew nie jest najlepsza. -mruknąłem.
Zaśmiał się.
-Przyzwyczaisz się.-urwała na chwilę.-Znaczy jeżeli ze mną dołączysz do Cullenów.
Kiwnąłem głowa.
-A tobie?-spytałem.
-Fantastycznie!-krzyknęła-Dwa jelenie i sarna wystarczą mi na trochę.-zasmiała się.
Nagle skierowała swój wzrok na moją koszulę.
Jęknęła.
-Coś nie tak?-spytałem.
-Porwałeś ją.-jęknęła.
Spojrzałem na swoja koszulę.
Rzeczywiście na samym srodku były trzy długie przecięcia po śladach pazurów lwa górskiego.
Wzruszyłem ramionami.
Nawet tego nie zauważyłem.
-Trudno.-mruknąłem.
-Chyba nie zamierzasz w niej chodzić?-spytała z przerażeniem w głosie.
Nie widziałem w tym nic złego.
-Zamierzam.
-Błagam! Wiesz jak to wygląda?! -krzyknęła.-O nie, mój panie! Jak tylko będziemy w następnym mieście idziemy do sklepów z ciuchami. -zagroziła mi.
-Przestań. Da się w niej chodzić. -mruknąłem.
Wszystko byleby tylko uniknąć sklepów...
-Ja się z toba tak ubranym ludziom nie pokażę!-krzyknęła.
-no dobrze, już dobrze. -powiedziałem wiedząc, że nie wygram.
Uśmiechnęła się.
Między nami zapadła cisza.
Nie była to jednak zła cisza.
Była to cisza, która należała do tego dobrego gatunku, który poznaje się tylko z bardzo bliskimi sercu osobami...
Jazz183
Witam was gorąco!
Przede wszystkim i na sam początek chciałem zadedykować tę notkę wspaniałej osobie, która pierwsza weszła na mojego bloga i dodała komentarze, a mianowicie Alice:), której blog jest moją ulubioną lektura od niepamiętnych czasów:
http://dalsze-historie-alice-i-jaspera.blog.onet.pl/
Bardzo jestem jej wdzięczny, bo podniosła mnie na duchu i sprawiła, że uwierzyłem, że ten blog na coś się jeszcze przyda. Gorące pozdrowienia dla niej i wielkie Thanks. :*
Oprócz tego dziękuję etykietce za miły komentarz. Wiem, wiem, że mój styl na to nie wskazuje, ale cóż... :P Co do wulgaryzmów to uważam, że całe życie się z nich nie składa, więc nie ma co ich nadużywać. (chociaż nie przeczę, że czasami się do nich odnoszę :P ) A co do gejów to podniosłaś mnie na duchu Thx. :*
No i oczywiście każda osoba, która tu weszła dostaje ode mnie gorące podziękowania i jeśli się tylko ujawni to napewno ją zauważe.
Pozdro
Jazz183
Rozdział 6
Spojrzałem na Alice oniemiały.
Ten pocałunek...
Nie czułem czegoś takiego od ponad wieku...
I te słowa...
Że nigdy jej nie skrzywdzę...
Biło od niej wtedy takie zaufanie do mnie, taka pewność siebie...
Było to zarazem cudowne i przerażające...
Czy ona nie potrafiła zrozumieć, że ja jestem potworem?
Gdyby była mądrzejsza uciekła, by ode mnie i nigdy już nie wróciła, ale nie...
Ona musiała być z tych co są odważni i nie przeszkadza im przeszłość człowieka, bo oni patrzą tylko na teraźniejszość.
Z drugiej strony wiedziałem, że już się do niej przywiązałem i gdyby mnie teraz zostawiła, albo ja ją to wypomiałbym to sobie przez całe życie.
-Jesteś głodny. -odezwał się do mnie chochlik.
Kiedy mi o tym przypomniała, natychmiast poczułem jak ogień pali mnie od środka.
Kiwnąłem lekko głową.
-Wytrzymam jeszcze trochę. -mruknąłem, kłamiąc.
-Mhm. Jasne. -mruknęła z ironią w głosie.-Dobrze wiem, że kłamiesz. -zaśmiała się.
Przewróciłem oczami.
Jej entuzjazm był niewiarygodny.
-To może pójdziemy na polowanie? -zaproponowała.
Znowu przed oczami pojawił mi się obraz śmierci.
-Nie!-krzyknąłem szybko. -Wytrzymam.
Alice zaśmiała się.
-Co cię tak śmieszy? -spytałem.
-Twoja reakcja. -wytłumaczyła szybko. -Spokojnie. Nie zamierzam polować na ludzi. Na samą myśl jest mi nie dobrze.
-Nie na ludzi? -powtórzyłem zdziwiony.
-Oh, widzisz... Ja tylko pięć razy piłam ludzką krew. Później polowałam tak jak Cullenowie, na zwierzęta. -uśmiechnęła się.
-Na zwierzęta... Ja... -zacząłem.
-Nie martw się. -położyła mi rękę na ramieniu. -Smakują może trochę gorzej, ale da się przyzwyczaić, no i nikt w ten sposób nie ginie. -wytłumaczyła pośpiesznie.
-Z wyjątkiem zwierząt.-mruknąłem pod nosem.
-Błagam.Nie mów, że jak byłeś człowiekiem to byłeś wegetarianinem!
-Nie, no co ty.
-No widzisz, więc jak byłeś człowiekiem to też jadłeś zwierzęta i teraz to tez nie ulegnie zmianie.
Poczułem do niej wdzięczność.
Podsunęła mi koło ratunkowe, które sprawiało, że nie musiałem zabijać ludzi.
Była wspaniała...
Taki mały promyk słońca wśród ciemności.
-Idziemy? -spytała.
-Alice, przecież pada.-mruknąłem.
Spojrzała na mnie jak na kretyna i dopiero po chwili zorientowałem się, że od parunastu minut nie słyszę rytmicznego uderzania kropel o dach.
-No tak. Wybacz, nie zauważyłem zmiany pogody.-jęknąłem.
Ta posłała mi znowu anielski usmiech.
Wyglądała z nim tak pięknie...
Po chwili zrozumiałem dlaczego nie zwróciłem uwagi na zmieniającą się pogodę...
Byłem zbytnio zapatrzony w Alice.
Dziewczyna tanecznym krokiem podeszła do drzwi wyjściowych i spojrzała na mnie z wyczekiwaniem.
-Idziesz?-spytała, uśmiechając się.
Kiwnąłem głową i dołączyłem do niej.
Zeszliśmy na dół.
Ludzie gapili się na nas z podziwem i mieszaniną frustracji.
Ciekawe dlaczego byli tak zdenerwowani?
Alice podeszła do baru i z szerokim usmiechem podała kelnerowi klucz od pokoju.
-Dziękuję. Ile płacę?- spytała jeszcze słodszym głosem niż dotychczas.
-Dla panienki za darmo.-zaśmiał się mężczyzna biorąc od niej klucz.
-Oh! Dziękuję.-posłała mu cudowny uśmiech.
Kiedy tak rozmawiała z tym człowiekiem poczułem w sercu dziwne uczucie.
Nie wiedzieć czemu byłem wściekły na rozmówce mojej nowo poznanej znajomej.
Byłem...
ZAZDROSNY?!
Matko jedyna!
Czy to uczucie to była właśnie zazdrość?
Jeśli tak to było coraz gorzej.
Przywiązałem się do tego małego chochlika tak mocno, że aż sam nie miałem pojęcia jak.
Wyszedłem z baru nie chcąc oglądać tej dziwnej rozmowy mojej Alice.
Mojej Alice?
Super!
Za bardzo się przywiązałem.
Wampirzyca wyszła z pubu zaraz po mnie i spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Coś się stało?-spytała.
-Nie, a co, by miało się stać?-mruknąłem.
-Tak szybko wyszedłeś...
-Ja... -zawachałem się.
Przecież nie mogę jej powiedzieć prawdy.
-Ja po prostu bałem się, że stracę kontrolę. -skłamałem płynnie.
Kiwnęła głową ze zrozumieniem, gładko łykając moje kłamstwo.
-Gdzie będziemy polować?-spytałem, by zmienić temat.
-Na zachód. -powiedziała szybko.-Tam jest duży las, do którego nie chodzi prawie żaden człowiek.
Kiwnąłem głową.
-Prowadź. -szepnąłem, patrząc jej w oczy.
Uśmiechnęła się i z wampirzą szybkością ruszyła przed siebie.
Szybko ją dogoniłem.
Była dość wolna, więc musiałem uważać, by jej nie zgubić.
Pęd powietrza odgarniał jej krótkie włosy sprawiając, że wydawały się być jeszcze bardziej nastroszone niż dotychczas.
Mijały minuty.
Weszliśmy do jakiegoś lasu.
Wydawał się być dużo starszy od tych wcześniej mi widzianych.
Nagle moja mała towarzyszka zatrzymała się gwałtownie, zmuszając mnie tym do uczynienia tego samego.
-To tutaj. -szepnęła.
Kiwnąłem głową.
-Umiesz polować, no nie?-spytała.
Przewróciłem oczami.
-No tak.-zaśmiała się.-Kogo ja pytam. Jesteś nawet ode mnie starszy i masz napewno więcej doświadczenia.
-Mam go aż za dużo.-mruknąłem.
Zignorowała moje użalanie się nad sobą i pokazała mi drzewo przed nami.
-Przyjdź tutaj jak skończysz polować, ok?-spytała.
Kiwnąłem głową na znak potwierdzenia.
Z natury nie byłem gadatliwy.
Ona posłała mi cudowny usmiech, odwróciła się i pobiegła przed siebie.
Westchnąłem i wolnym krokiem poszedłem w druga stronę.
Po parunastu minutach zatrzymałem się i wciągnąłem powietrze w poszukiwaniu zapachu, który, by mnie chodź trochę zainteresował.
W całym tym lesie było mnóstwo zapachów jednak żaden nie wydawał się być nadzwyczaj apetyczny.
Człowiek miał lepszy zapach...
Smaczniejszy...
Westchnąłem ponownie i skierowałem się w stronę, z której dochodziła najlepsza chyba ze wszystkich woń.
Szybko zauważyłem ogromnego lwa górskiego i niewiele myśląc rzuciłem się na niego.
Walka trwała krótko.
Zwierzę zorientowawszy się, że coś mu grozi zamachnęło się na mnie pazurami, ale te przesunęły się po mojej skórze nie czyniąc mi żadnej krzywdy.
Nie chcąc się z nim bawić skręciłem mu kark i przywarłem zębami do jego szyi.
Krew była mało apetyczna, ale ciepła i łagodziła ogień w moim gardle.
Zawsze to lepsze niż pozbawić życia kolejnego człowieka.
Kiedy poczułem, że w zwierzęciu nie ma już ani kropli krwi upuściłem je i pobiegłem w wampirzym tempie w umówione z Alice miejsce.
Siedziała tam...
Piękna, z błyszczącymi złotem oczami.
Na mój widok uśmiechnęła się promiennie.
-I jak polowanie?-spytała.
-Dobrze, chodź krew nie jest najlepsza. -mruknąłem.
Zaśmiał się.
-Przyzwyczaisz się.-urwała na chwilę.-Znaczy jeżeli ze mną dołączysz do Cullenów.
Kiwnąłem głowa.
-A tobie?-spytałem.
-Fantastycznie!-krzyknęła-Dwa jelenie i sarna wystarczą mi na trochę.-zasmiała się.
Nagle skierowała swój wzrok na moją koszulę.
Jęknęła.
-Coś nie tak?-spytałem.
-Porwałeś ją.-jęknęła.
Spojrzałem na swoja koszulę.
Rzeczywiście na samym srodku były trzy długie przecięcia po śladach pazurów lwa górskiego.
Wzruszyłem ramionami.
Nawet tego nie zauważyłem.
-Trudno.-mruknąłem.
-Chyba nie zamierzasz w niej chodzić?-spytała z przerażeniem w głosie.
Nie widziałem w tym nic złego.
-Zamierzam.
-Błagam! Wiesz jak to wygląda?! -krzyknęła.-O nie, mój panie! Jak tylko będziemy w następnym mieście idziemy do sklepów z ciuchami. -zagroziła mi.
-Przestań. Da się w niej chodzić. -mruknąłem.
Wszystko byleby tylko uniknąć sklepów...
-Ja się z toba tak ubranym ludziom nie pokażę!-krzyknęła.
-no dobrze, już dobrze. -powiedziałem wiedząc, że nie wygram.
Uśmiechnęła się.
Między nami zapadła cisza.
Nie była to jednak zła cisza.
Była to cisza, która należała do tego dobrego gatunku, który poznaje się tylko z bardzo bliskimi sercu osobami...
Jazz183
Kocham Twojego bloga!!! Jest genialny. Czytam dalej...
OdpowiedzUsuńwspaniały blog! :) przeczytam na sto, mam ferie, a to super opowiadanie, wspaniałe :D
OdpowiedzUsuń