poniedziałek, 14 maja 2012

Rozdział 15

Hej!
Tak wiem... Przepraszam... :(
Zaniedbałem bloga, maila i przede wszystkim wasze strony w sposób okrutny...:(
Nie mam was wcale gdzieś czy coś...
Jesteście dla mnie jednymi z najważniejszych osób i nie mógłbym was tak zostawic bez pożegnania i wyjaśnienia dalczego...
Jeszcze nie skończyłem...
WIem, że zawalam terminy itd, ale szkoła, zajęcia i ogólnie wszystko mnie wykańcza, a poza tymi rzeczami niestety mam nieodpartą potrzebę spotykania się ze znajomymi...
Przepraszam...
No, ale oczywiście postaram się być lepszy... :D
Co do konkursu mam do was ogromną prośbę...Jak macie imiona to prooooszę piszcie je pod notką konkursową oki?
 Werkota... Proszę, Twoje imiona są ekstra i boję się, że zapomnę o nich jak nie będą pod notką konkursową... :( Wiesz moja pamięc ma niestety sporo dziur... :( Byłbym Ci mega wdzięczny jakbyś przepisała je pod notkę "Konkurs" Błagam... :D

Bailey... Dzieki. :D Czy ja wiem? Wczuwam się... :P Co do wątku o pokoju Eda myslę, że nie będziesz zawiedziona... :P No, ale znowu za dużo gadam... Ja wiem, że zadam głupie pytanie, ale fason to jakaś naukowa nazwa z ciuchami? :P Mi to tam wszystko jedno, jak nie biała to zawsze może byc czarna lub innego koloru... Koszula to koszula, no nie? :D no, udało Ci się. :D Ale nie myśl, że ja tak wszystkim ulegać będę... :P Hmmm... Czekam na to opwiadanie z niecierpliwością, no normalnie jak na premierę jakiegoś filmu czy coś... :D Pojawi, pojawi... Tylko ciągle mi czasu brakuje na dokończenie... :( O terroryzowanie siostry jest naprawdę cudowne... Wierz mi... Chociaż im się to zazwyczaj nie podoba.... Hmmm... Ciekawe dlaczego? Co do maila... Jasne, że dostaniesz... Tyle, że zawsze jak otwieram już skrzynkę i juz jestem w połowie to mi coś przerywa... :( Przepraszam... Może dzisiaj uda mi się wreszcie wszystko wysłać... ;D Hehehhe... Dzięki. :D Pozdrawiam Cię i całuję... :*
Alice... Tobie przede wszystkim należą się przeprosiny... Zaniedbałem Twój blog na maksa za co jest mi naprawdę przykro... :( A i na maile nie odpisałem... Przepraszam... :( Dzisiaj spróbuję to zmienić, a właściwie to z blogiem to już teraz, zaraz... :D Co do talentu to naprawdę nie wiem, ale brak mi prede wszystkim systematyczności... :( Ale postaram się to zmienić. No, ale nie moja wina, że Ty masz talent i jesteś systematyczna... No, pozazdrościć... :D Tak... Czwartek to dobry dzień... jest przedewszystkim w miarę dużo czasu na napisanie itd. :D Przepraszam... Całuję Cię gorąco, pozdrawiam i przepraszam jeszcze raz... :*

Carly... Dziekuję. :D Tak wiem coś o tym niestety... No masakra te zakupy... :( Ale z deydkacją hmmm.... No sama zobaczysz... :P Pozdrawiam Cię gorąco, przepraszam, że zaniedbałem Twojego bloga i całuję. :*

Werkota... Dziękuję. :* Imiona suuuper, ale plisss możesz je przepisac do notki pdt. Konkurs? Byłbym ogromnie wdzięczny, bo inaczej to boję się, że mi uciekną... :( Przepraszam... Zaniedbałem Twój blog... Wiem... :( No jak byłem jeszcze w podstawówce to u mnie na zielonej szkole wszyscy się ze sobą na maksa pokłócili... No, z wyjątkiem chłopaków, ale moja klasa liczyła nas 6 więc naprawdę nie było łatwo o kłótnie... Dwie dziewczyny tak się pokłóciły, że jedna chciała z okna skakać, a druga nie wychodziła z pokoju... Oczywiście całą klase podzieliły... No masakra... Ale potem było juz lepiej (W listopadzie nastepnego roku szkolnego :/ ) No nic... Pozdrawiam i całuję. :*

Selena... dziękuję :D Przepraszam... Zaniedbałem Twojego bloga... Wiem... Przepraszam. :( Nadrobię to jeszcze dzisiaj... :D Oki? Czy ja wiem... Hmmm... wampirzo... Nie wiem czy istnieje, ale określenie zajebiste... :D No nic... Pozdrawiam i całuję gorąco. :*

Lolka... Dziekuję. :) Przepraszam... Zaniedbałem Twojego bloga, wiem... :( Czasu mi w kółko brakuje... :( Ty to piszesz wogóle the best i ja to się równać z Tobą nie moge... :D Wejdę jeszcze dzisiaj i nadrobię zaległości. :D

Elisa...Dziękuję... :D Uwielbiam jak ktoś nowy wchodzi na mojego bloga... :D Hmmm... Jeszcze troche jest... :P No a część siedzi w mojej głowie... :P Wszedłem na Twój blog i się zakochałem... Fajny... Hmmm... Nie... To za mało powiedziane... Zajebisty? Taaaaakkk... Już lepiej... Ale w gruncie rzeczy nie ma określenia, które, by oddało zajebistość Twojego bloga... :D Polecam go dzisiaj... Zaraz... I zaraz dodaję jeszcze komentarz u Cb, oczywiście, bo przeczytałem, ale czasu na komentarz mi zabrakło... :( Pozdrawiam Cię gorąco i całuję. :*

SoNieK... Fajnie, że nowa osoba... Tak jak mówiłem uwielbiam nowe osoby... :P Blog oczywiście odwiedziłem... Hmmm...No słów mi brak... Jeszcze dzisiaj polecam Twój... No, bo jak mógłbym nie. :p Takie zajebiste blogi tylko się powinno czytać. :D No i dzisisiaj dodaję jeszcze komentarz!! Bo czasu nie miałęm ostatnio. :D Pozdrawiam Cie gorąco i całuję. :*

Asai... Strasznie się cieszę, że jesteś... Brakowało mi Ciebie... :D dziekuję. :D No i dobrze, że juz lepiej. Spokojnie. Dla mnie oczywiście ważne jest to, że wchodzisz, czytasz i jak możesz to komentujesz, ale najważniejsze to to żeby Ci się podobało. Mam nadzieję, że szybko wszystko się ustatkuje w domu, bo mi brakuje Ciebie. Poza tym martwię się o Ciebie. :( Pozdrawiam Cię gorąco i całuję. :*

No i to tyle...
Polecam:
Jeden: http://midnight-elisa-twilight-zmierzch.bloog.pl/
Blog zajebisty itd. Ogólnie przeczytajcie koniecznie!!! Prowadzi go cudowna Elisa... Naprawdę warto. Zaraz będzie w moich polecanych o ile juz go tam nie ma, jako "zajebisty blog Elisy" No śmiało... Wchodźcie.. :D
Dwa: http://bialowlosa-wilczyca.blog.onet.pl/
Cudo!!! No po prostu, piękny... Prowadzi go super osoba SoNieK... Wejdźcie koniecznie... Waaarrto... Dodaję go do moich polecanych już dziś... :D zapraszam... jako... "tajemniczy blog SoNieKi"

No to tyle z ogłoszeń...
Dlaczego dodaję notkę dzisiaj?
Cóż... Może mi się nie udać dodać jutro, ale się postaram...
Po drugie... Wreszcie mam trochę czasu!!! :D
Chciałem wam życzyć, jeżeli już się nie spotkamy (chociaż pewnie tak), przed świętami... Wszystkiego dobrego... Rodzinnych świąt wielkanocy przepełnionych miłością, szczęściem i ciepłem rodzinnym... Mokrego dyngusa i ogólnie wszystkiego co chcecie...
A jeśli jest tu jakiś 6 klasista...
Jak poszedł test? Mam nadzieję, ze dobrze i trzymam kciuki... :D
To tyle...
Pozdrawiam was gorąco i całuję. :*
Jazz183

Rozdział 15

Rozdział dedykuję... hmmm... No już wiem! Dedykacja dla Carly... Powinienem Ci już wcześniej notkę zadedykować, ale w kółko zapominałem. Przepraszam. Nie wiem jak Ty to robisz, ale zawsze Twoje komentarze trafiają mi prosto w serce. Piszesz wspaniałego bloga i ogólnie jesteś cudowna. Dziękuję. :*

-Och, jasne...-zawachała się Mała.-Znowu zapomniałam się przedstawić. Ja, jestem Alice, a to-przeniosła wzrok na mnie.- mój towarzysz, Jasper. Przyszliśmy tutaj żeby z wami zamieszkać.-uśmiechnęła się pogodnie do Cullenów.
Usłyszałem głośne prychnięcie.
Przeniosłem wzrok na osobę, od której dobiegł dźwięk.
Rosaline...
No tak, mogłem się tego spodziewać...
Te emocje jakie od niej biły...
Frustracja...
I ta wyraźna niechęć do nas...
Zacisnąłem dłonie w pięści.
Wprost nienawidziłem osób, które nawet mnie nie znając uważały mnie za gorszego.
-Coś nie tak?-spytałem cicho, zmieniając głos tak aby przemawiały przez niego różne uczucia.
Spiorunowała mnie wzrokiem.
Miała minę pod tytułem: jak śmiałem się do niej odezwać?
Warknąłem cicho.
Jej spojrzenie stało się jeszcze bardziej ostre.
Siłą rzeczy zaśmiałem się.
Jaka ona była pusta...
Myślała, że jedno jej spojrzenie uczyni ze mnie słabszego...
Jakże się myliła...
Nie obchodziło mnie co o mnie myślała.
W wojsku miałem reputację zabójcy, mordercy...
Większość osób tak na mnie patrzyła bez przerwy...
-Co cię tak śmieszy?-wysyczała blondynka.
-Nic.-powiedziałem i wzruszyłem ramionami.-Zasmiać się już nie można?-spytałem.
Wampirzyca już wyraźnie otwierała usta, by coś powiedzieć, kiedy Carlise położył jej rękę na ramieniu.
-Rosaline. -zganił ją.-Trochę szacunku, to nasi goście. -powiedział spokojnym tonem.
Westchnęła przeciągle i przeniosła wzrok na ścianę.
-Przepraszamy, za to byc może chłodne przyjęcie.-powiedział Carlise.-Rosaline po prostu musi nabrać do was zaufania.-powiedział spokojnym tonem.
-Ależ nic się nie stało.-zaśmiała się Alice.-Rozumiemy to doskonale, prawda Jasper?-spytała mnie.
Cisnęło mi się już na usta stwierdzenie, że owszem, ale blondyna mogłaby się nauczyć trochę szacunku, ale na szczęście się powstrzymałem.
-Jasne.-mruknąłem.-Nie ma problemu, ja też nie zachowałem się jak należy.-spojrzałem na tę niezwykle piękną, blondwłosą, wampirzycę.-Przepraszam.-powiedziałem spokojnie do niej.
Spojrzała na mnie powoli.
Jej uczucia wyrażały zdziwienie...
Wyraźnie nie spodziewała się, że wyciągnę do niej pierwszy rękę na zgodę.
Dostrzegłem w niej też skruchę, która tym razem mnie zdziwiła...
Szybko zrozumiałem, że dziewczyna żałuje swojego postępowania.
-Jasne. Ja też przepraszam. Przesadziłam.-powiedziała spokojnie, patrząc mi w oczy.
-Nie ma sprawy. Każdego czasem ponoszą emocje.-stwierdziłem z uśmiechem.
Alice delikatnie ścisnęła moją dłoń.
Wyczułem od niej wyraźną wdzięczność...
-No, dobrze skoro to już ustaliliśmy,-zaczęła Esme.-to muszę przyznać, że jestem bardzo ciekawa skąd tyle o nas wiecie?
Spojrzałem na moją ukochaną.
Uśmiech na jej twarzy dalej nie znikał.  
Otworzyła już usta, by zacząć opowieść kiedy coś sobie uświadomiłem.
-Może zaczekamy na Edwarda i Emmetta?-zaproponowałem.-To długa historia i wymaga czasu na opowiedzenie jej w całości, a myślę, że lepiej, by było gdybyśmy nie musieli jej powtarzać.-powiedziałem, przerywając Chochlikowi.
Wszystkie spojrzenia natychmiast przeniosły się na mnie.
Znowu w centrum uwagi...
Jak ja tego szczerze nie znosiłem...
Rosaline z zamyśleniem pokiwała głową.
-On ma racje.-posłała mi delikatny uśmiech.-Trochę zaczekamy, ale  nam to nie zaszkodzi. W końcu mamy wieki życia.-mruknęła.
Wyraźnie czułem od niej chęć naprawienia złego wrażenia.
Starała się być milsza niż zwykle...
Usmiechnąłem się sam do siebie.
Na razie nieźle jej szło...
-W istocie to dobry pomysł.-szepnął Carlise i przyjrzał mi się badawczo.
Momentalnie poczułem jak cienki materiał golfu, zjeżdża mi z nadgarstka, ukazując kawałek mojej miecznobiałej, pokrytej siateczką bliz skóry. Natychmiast ledwo zauważalnie nasunąłem tkaninę z powrotem na miejsce.
Wstydziłem się teraz swojej przeszłości bardziej niż kiedykolwiek...
Mogłem powiedzieć wszystko Alice, ale nie im...
Tak bardzo zależało mi na dobrym wypadnięciu w ich oczach...
Gdybym tylko mógł zmienić przeszłość...
Wymazać te czasy wojen...
Sprawić, że blizny znikną...
Ile bym za to dał...
Jęknąłem cicho.
Alice pogłaskała mnie deilkatnie po policzku.
Posłałem jej najpiękniejszy usmiech, na jaki było mnie stać...
Co tam przeszłość...
Jeśli była ona to nic nie mogło być lepsze...
-Oh, zostało jeszcze sporo czasu.-mruknęła Mała.-To może...hmmm...Może my wybierzemy sobie pokoje przez ten czas? Co wy na to?-spytała z usmiechem.
Trójka wampirów spojrzała na siebie ze zdziwieniem.
Tak jak ja, kiedyś, nie mogli na razie pojąć tego stworzonka.
-Alice.-jęknąłem.-Oni jeszcze nawet nie wyrazili zdania czy możemy zostać, a ty już....-przerwała mi, składając na mych ustach lekki pocałunek.
Jej miękkie wargi...
Na chwilę zapomniałem o walkach, o tym, że aktualnie jesteśmy bacznie obserwowani przez trójkę wampirów, o wszystkich zmartwieniach...
Była tylko ona...
Alice...
Kiedy powróciłem do realnego świata, miałem mętlik w głowie.
Znowu mi namieszała...
Ach, ta Mała....
-O czym to ja mówiłem?-spytałem, próbując sobie usilnie przypomnieć wcześnieszą rozmowę.
Usłyszałem głośny śmiech czwórki wampirów.
No tak...
Nie wiele myśląc sam się uśmiechnąłem.
-Jak ty to robisz?-spytałem cicho Alice, patrząc jej w oczy.
-Czy ja wiem....-zamyśliła się.-Urok osobisty...-szepnęła.
Rozśmieszyło mnie to.
Złapała mnie za rękę i pociągnęła na górę, po jakiś bardzo ozdobnych schodach.
Na górze zamknęła na chwilę oczy i zmarszczyła oczy.
Sekundę póżniej zśmiechem na twarzy, podeszła do szerokich, białych drzwi i otworzyła je.
Niepewnie wszedłem za nią.
Pokój był tak jak i reszta domu, pomalowany na biało.
Meble ustawione były, równo pod ścianą,gdzie przeważały głownie półki z książkami i płytami.
Na podłodze leżała złota kapa, a ściany obite były w większości miejsc, jakimś srebrnym materiałem,  który o ile dobrze mi się wydawało miał służyć w celach akustycznych.
Co mnie zdziwiło, nie było łóżka.
Dookoła wisiało mnóstwo obrazów, zdjęć i jakiś innych graficznych szkiców.
Panował tu idealny porządek, z wyjątkiem białego biurka, które pozawalane było mnóstwem papierów, na których wyraźnie dostrzegłem nuty.
Wynikało z tego jednoznacznie, że właściciel pomieszczenia umie grać na jakimś instrumencie, dużo czyta i lubi słuchać muzyki.
Alice jednak wcale nie spoglądała na meble i inne takie szczegóły, na jakie ja zwróciłem uwagę.
Skupiona była wyraźnie na oknie, które ja niechcący pominąłęm wzrokiem.
Szczerze powiedziawszy zacząłem się teraz zastanawiać jakim cudem mi się to udało, gdyż okno było ogromnych rozmiarów i miało cudowny widok.
Jednak z opóźnieniem zdałem sobie sprawę dlaczego.
Pomieszczenie było wyraźnie urządzone tak, by odwracać wzrok od okna i skupiać go na meblach.
-No i jak?-spytała Alice, odwracając wzrok na mnie.
-Hmm... Cóż pokój jest, nie powiem piękny, ale jest zajęty.-powiedziałem spokojnie.-Jest dużo innych pomieszczeń, napewno, któreś będzie nam odpowiadało.
Usta Chochlika wygięły się w podkówkę.
-Och, wiem, że jest zajęte, ale ja już wybrałam właśnie ten pokój.-szepnęłą.-No chyba, że ci się nie podoba.-mruknęła uwodzicielsko.
Zaśmiałem się.
-A co ja mam do twojego pokoju?-spytałem spokojnie.
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Znaczy, że chcesz mieć osobny?-spytała.
Natychmiast uświadomiłem sobie swoją pomyłkę.
Wspólny pokój...
Hmmmm....
I noc w noc bylibyśmy razem z Alice...
Uśmiechnąłem się.
-Nie wiedziałem, że zyskałem taki przywilej.-powiedziałem i delikatnie pogłaskałem ją po szyjii.
-No, wiesz... Zawsze możesz go odrzucić.-szepnęła słodko i delikatnie mnie pocałowała.
-Hmmm....-mruknąłem, patrząc w jej piękne, złote oczy.-Myślę, że ten przywilej mi się bardzo podoba i raczej go nie odrzucę.-szepnąłem jej do ucha.
Nagle usłyszałem ciche kroki zmierzające w naszym kierunku.
Natychmiast odsunąłem się od Alice i tylko delikatnie ująłem jej dłoń.
W drzwiach ukazała się śliczna głowa Rosaline.
-Mogę wejść?-spytała z uśmiechem.
-Jasne.-zaśmiała się Alice.
Kiwnąłem głową na znak zgody.
Dziewczyna szybko weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.
-Nie przeszkadzam?-spytała cicho.
-Skądże.-Alice była cała w skowronkach.
-Widzę, że znaleźliście już pokój...-powiedziała rozglądając się dookoła.
-Niezupełnie.-mruknąłęm.-Dalej trwa między nami konflikt na temat tego czy możemy zająć to pomieszczenie. W końcu o ile dobrze widzę już tu ktoś mieszka.-jęknąłem.
Rose zaśmiała się wesoło.
-W istocie. To pokój Edwarda.-szepnęła i na chwilę się zamyśliła.
O dziwo w jej uczuciach pojawiła się złość i coś na kształt mściwości.
Zmrużyłem oczy.
Czy wszystkie kobiety musiały mieć tak niezrozumiałe uczucia?
Westchnąłem.
-Ale wiecie co? Myślę, że raz w życiu trzeba trochę dopiec mojemu kochanemu braciszkowi.-zaśmiała się.-Wszystkie rzeczy, które wam się nie podobają przerzućmy do garażu, a te, których brakuje np. łóżko czy porządna szafa, weźmiemy z sąsiednich pokoi, które są wolne.
-No, nie wiem...-zawachałem się.-Ja nie byłbym taki super szczęśliwy gdyby ktoś obcy wlazł mi do pokoju, wywalił wszystkie rzeczy i w nim zamieszkał.-mruknąłem.-Ale w sumie...Czemu nie?-zaśmiałem się.
-No i o to chodzi.-powiedziała Rosaline i przeniosła wzrok na Alice.-No a ty?-spytała.
Al uśmiechnęła się szeroko, od ucha, do ucha.
-Jestem za.W końcu pierwsza sobie zaklepałam ten pokój.
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Rosaline na początku wydawała mi się być oziębłą, pustą, pozbawioną uczuć, wampirzycą, ale teraz musiałem przyznać, że się myliłem.
Była całkiem miła i czułem, że z miejsca moge ją polubić.
No, nie mówiąc już o Alice, która jak już zauważyłem, poczuła do blondynki coś na kształt przyjaźnii.
-No, to ja pójdę czegoś poszukać w innych, wolnych pokojach, a wy tak wstępnie możecie zacząć myśleć jak to wszystko przenieść i tak dalej, okey?-spytała moja ukochana.
-Jasne.-zaśmiała się dziewczyna.
Alice wyszła.
Zapadła cisza...
-To wspaniałę co jest między wami.-usłyszałem szept Rose.
-Dzięki, a ty nie chodzisz z Emmettem?-spytałem zdziwiony, że wyskoczyła z takim stwierdzeniem.
Spojrzała na mnie lekko zdziwiona.
-Skąd wy tyle o nas wiecie?-spytała.
Usmiechnąłem się.
-Niedługo się dowiesz, ale na razie nie ma co opowiadać.-mruknąłem.
-Niech ci będzie.-powiedziała, patrząc na mnie podejrzliwie.-Tak, chodzę z Emmettem.-szepnęła.-Ale wy... Nie wiem jak to powiedzieć... ona jest taka żywiołowa i wogóle, a ty taki opanowany i spokojny.-mruknęła-Jakby...
-...Przeciwieństwa.-dokończyłem spokojnie.
-Tak. Skąd wiedziałeś?-spytała.
-Często sam tak o nas myślę. Ale podobno przeciwieństwa się przyciągają.-szepnąłem.
-Hmmm... Nigdy nie słyszałam takiego stwierdzenia, ale muszę przyznać, że mi się podoba.-powiedziała wesoło.
-Kiedyś mój przyjaciel mi to powiedział.
Uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
-Cóż... Mówił mądre słowa.-szepnęła.
-A Emmett i ty...-zacząłęm.
-Emmett i ja się dopełniamy. Jesteśmy w większości rzeczach tacy sami, albo przynajmniej bardzo podobni. Mamy takie same zdanie we wszystkim. Jesteśmy jednomyślni.-szepnęła z rozmarzeniem.
Zaśmiałem się.
-No, cóż... My z Alice jesteśmy zupełnie inni, ale moim zdaniem to akurat dobrze.-mruknąłem.
-Dlaczego?-spytała zaciekawiona.
-Wiesz, raczej wątpię bm wytrzymał z drugą taką osobą jak ja, bo już samemu mi czasami ze sobą wytrzymać.
Nagle poczułem mocne uderzenie w głowę.
-Au! A to za co?-spytałem zdenerwowany.
-Za twoje głupie stwierdzenie. Nie znam cię za dobrze, ale wydajesz się być naprawdę super facetem, a ty walisz jakimiś tekstami jakbyś miał kompleksy jak stąd do księżyca.-przewróciła oczami.
O dziwo Rosaline nie była taka zła...
Owszem, może trochę wkurzająca, ale znośna...
Nawet mógłbym powiedzieć, że...hmmm...miła...
Polubiłem ją.
Była jak siostra, której nigdy nie miałem. Wkurzająca i zawsze gotowa do wyzwisk, ale siostra...Osoba, której mimo wszystko zawsze mogłem zaufać i wiedziałem, że w trudnej sytuacji mimo, że zwykle była złośliwa, stanie za mną murem... Siostra... Hmm... Nigdy tak o nikim nie myślałem...
No cóż...
Przyjrzałem się jej uważniej.
Była nawet trochę podobna do mnie.
Blondynka, wysoka, no i oczywiście wampirzyca...
Zupełnie jak siostra...
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Miło było, tak raz w życiu o kimś pomyśleć...
-Wiesz, Jasper... Wiem, że to trochę dziwne... Ale jakimś cudem zachowujesz się jak mój brat, którego nigdy nie miałam.-zaśmiała się.
-Czytasz w myślach?-spytałem.
-Na szczęście jeszcze nie.-powiedziała radośnie.
-Hmmm... A już myślałem.-zadrwiłem z niej.
Posłała mi promienny uśmiech.
-Fajnie, że z nami zamieszkacie.-powiedziała.-Zawsze brakowało mi siostry, a Edward jako brat naprawdę nie jest kimś wyjątkowym.
Rozśmieszyła mnie jej wypowiedź...
Widać było, jak na dłoni, że nie pałała specjalnym uwielbieniem do Edwarda.
Zastanowiło mnie dlaczego...
Może coś jej zrobił?
-Jeszcze nic nie wiadomo. W końcu Emmett i Edward nie muszą być do nas pozytywnie nastawieni, poza tym nie wiem czy wogóle zgodzicie się żebyśmy z wami zamieszkali.-stwierdziłem spokojnie.
-Oh, o nich to się nie martw. Emmett jest bardzo pozytywnie nastawiony do świata i do ludzi. Napewno was polubi, a Edward też nie jest w gruncie rzeczy taki zły. Poza tym nie wiem jak oni, ale ja was polubiłam i nie ma mowy żebyście z nami nie zamieszkali. Ja jestem za.
Jej uczucia...
Hmmm...
Wyraźnie widziałem, ze jej charakter wcale nie jest tak radosny jak np. Alice.
Wyczuwałem wyraźnie, że kryje w sobie jakiś żal i ból...
Czułem, że ktoś ją kiedyś skrzywdził...
Poza tym ten ognisty temperament...
Wiedziałem, że teraz jest spokojna i rozbawiona sytuacją, ale jeden błędny ruch i wybuchnie gniewem...
Usłyszałęm kroki...
Natychmiast poczułem słodką woń mojej ukochanej...
-No i?-spytałem, natychmiast odwracając się w kierunku Małej.
-Znalazłam pare fajnych rzeczy... Ale nie dam rady ich sama przenieść.Pomożecie mi?-spojrzała na mnie i Rose pytającym wzrokiem.
-Mnie to się nawet pytać nie musisz.-szepnąłem do niej cicho.
-A ja oczywiście, że wam pomogę.-usmiechnęła blondynka.
-No to super. Rosaline...Mam pomysł jak przenieść rzeczy na dół. To okno jest duże... Jedno z nas stanie na dole i będzie łapało meble i zanosiło je do garażu, podczas gdy dwójka będzie je wypychać przez okno... Co ty na to?-spytała wesoło.
-Hmm... Niezły plan. Ja stanę na dole, ok?-spytała i zanim zdążyliśmy coś powiedzieć, otworzyła okno i przez nie wyskoczyła.
Zaśmiałem się i spojrzałeem wyczekująco na Al.
-Ty wiesz, że ja nie mam takiej weny artystycznej jak ty.-powiedziałem do niej.
Posłała mi czarujący uśmiech.
-Dlatego ja już wszystko mam obmyślone.-stwierdziła wesoło i pokazała mi palcem na regał z książkami.
-Mam go wyrzucić?-spytałem, lekko zdziwiony.
-Tak. Widziałam ładniejszy i bardziej pasujący.-odpowiedziała szybko.
Z westchnieniem wziąłem mebel i z nie lada problemem upuściłem go z okna.
Rose miała na szczęście dobry refleks i nim wyrzucony obiekt dotknął ziemi, był już w jej rękach.
Sekundę później postać blondynki zniknęła, by pojawić się już bez regału.
Sytuacja ta powtórzyła się jeszcze wiele razy i za każdym razem na szczęście nic nie ucierpiało.
Po wyrzuceniu wszystkiego co wskazała Alice, Rosaline weszła z powrotem do pokoju i już w trójkę zaczęliśmy przynosić rzeczy wcześniej wybrane przez Chochlika.
*
Z westchnieniem usiadłem na łóżku.
Pokój zmienił się nie do poznania.
Białe łóżko, szafa, inny regał, inne biurko, zdjęty materiał ze ścian...
To i wiele innych rzeczy zrobiliśmy razem z Rose.
Niemniej...
Hmm...
Efekt był nie najgorszy, a nawet musiałem przyznać, że pokój mi się naprawdę podobał.
-Jesteś pewna, że to już wszystko?-spytałem Małą.
Kiwnęła głową na znak potwierdzenia.
-Wiesz...Można, by zmienić jeszcze to i owo...
-Nie!-zaprotestowaliśmy głośno, razem z Rosaline.
-Jest dobrze.-szepnęła moja nowa siostra.-Naprawdę.
-Tak, ona ma rację.-potwierdziłęm szybko.
Nie wyobrażałem sobie siebie, jeszcze raz przestawiającego te meble...
Alice zaśmiała się radośnie.
-No, wiem...Ale was łatwo nastraszyć.-posłała nam łobuzerski uśmiech.
-Ach, ty mała...-warknąłem i przerzuciłem ją sobie przez ramię.
Chochlik, nie mogąc nic powiedzieć ze smiechu, zaczął energicznie się wyrywać...
-Tak, dalej! Nie puszczaj jej!-usłyszałem głośne kibicowanie Rosaline.
*
Po parunastu minutach zeszliśmy do salonu, by poczekać na resztę Cullenów.
Rozsiedliśmy się w trójkę na kanapie i zaczęliśmy śmiać się i wygłupiać ze wszystkiego.
Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem...
Zawsze marzyłem o takiej sytuacji, ale minęło tyle lat...
Tyle lat odkąd straciłem rodzinę...
A nawet wtedy jej naprawdę nie miałem...
Mój ojciec...Nigdy nie miał dla mnie czasu,bo pracował i zarządzał swoim majątkiem, a matka...Miała zawsze coś lepszego do roboty niż opieka nade mną...
Nie, że mnie nie kochała...
Wiedziałem, że czuła do mnie miłość i ja do niej też, ale ona nie potrafiła się mną zająć...
I uciekała przede mną, bojąc się normalnej rozmowy...
Teraz...
Pierwszy raz od dawna, czułem szczęście...
 I Carlise z Esme, którzy się do nas dołączyli...
Mądre rady Carlisa i ciepłe, przepełnione miłością, spojrzenie Esme...
I te emocje...
Nie było tu strachu, napięcia....
Tylko miłość i szczęście...
Nie wiedziałem, że wampiry są do tego zdolne...
Nagle z zamyślenia wyrwały mnie dwa obce zapachy, zmierzające w kierunku domu Cullenów...
Jeden z nich znałem,bo cały mój i Alice pokój był nim przesycony...
Edward...
Drugi był mi nie znany, ale wyczuwałem go obok Rosaline, w czasie naszej rozmowy...
Pachniały nim jej włosy i ubranie...
Emmett...
A przynajmniej tak mi się wydawało, ze to oni....
Spojrzałem na Alice...
Usmiechnęła się do mnie zachęcająco...
-Będzie dobrze.-szepnęła, wtulając się we mnie mocniej.
Do mojego serca napłynęła nadzieja...
Skoro ona tak mówiła...
Kroki przybliżały się do nas z każdą chwilą...
Po chwili usłyszałem miękki baryton:
-Czekaj!
-Co jest?-rozległ się drugi, basowy głos.
-Ktos obcy tam jest.
-Obcy?
-Tak...Dziewczyna i chłopak...Oni na nas czekają...
-Czekają? Chcą nas zabić?!-głos podskoczył o oktawę.
-Nie...Nie mają wrogich zamiarów...Przynajmniej tak mi się wydaje.
-Tak ci się wydaje?
-Wejdźmy.
-A jak nas zabiją?
-Emmett... Przecież i tak jesteś najsilniejszy. Nie dadzą nam rady.-powiedział baryton, który musiał należeć do Edwarda.
-No niby racja...-mruknął Emmett
-I tak słyszą naszą rozmowę. 
-Okey... Wejdźmy.
Drzwi lekko skrzypnęły i wyraźnie usłyszałem szelest.
Sekundę później zobaczyłem dwie postacie...
Edward patrzył na nas podejrzliwie, a Emmett napiął się cały i patrzył na nas jakbyśmy byli jego ofiarami.
Nienawidziłem się czuć jak ktoś bezbronny...
Odruchowo napiąłem mięśnie.
-Jazz...-usłyszałem cichy głos Alice.
Szybko przeniosłem na nią wzrok.
Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że każdy mięsień mojego ciała, napiął się do granic swoich możliwości, a moje ręce zacisnęły się w pięści.
-Wybacz.-mruknąłem i natychmiast się rozluźniłem.
Alice posłała mi cudny uśmiech.
-Edward, Emmett... To jest Alice, a to Jasper.-powiedział Carlise pokazując na nas.
Oboje skinęli głowami na powitanie.
-Ta dwójka chce z nami zamieszkać.-szepnęła Rosaline i bacznie spojrzała na Emmetta.
Wyraźnie wyczułem między nimi tę miłość...
Tak niezwykłe uczucie...
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Odkąd poznałem Alice, zacząłem doceniać miłość...
Nie wiedzieć czemu poczułem się nagle obserwowany...
Miałem wrażenie, że każda moja myśl jest w stu procentach widoczna dla innych.
Nagle przypomniałem sobie słowa Alice:
Edward umie czytać w myślach...
Warknąłem i przeniosłem wzrok na rudego.
-Nie jestem rudy, tylko kasztanowy.-usłyszałem nagle.
-Wyjdź z mojej głowy.-syknąłem.
ten spojrzał na mnie ze skruchą.
-Wybacz. Byłem ciekawy jacy jesteście i może trochę się zagalopowałem. Jednak nie spodziewałem się, że wyczujesz, że ci siedzę w głowie...-powiedział Edward.
Wzruszyłem ramionami.
-Nie szkodzi, ale proszę... Czy mógłbyś z niej już wyjść?-spytałem, błagalnym tonem.
Ten uśmiechnął się do mnie i natychmiast poczułem jak obca świadomość ze mnie znika...
-Edward. Nie napastuj naszych gości.-zganiła rudego Esme.
-Wybaczcie.-powiedział z usmiechem pan czytający w myślach.
-Jak widzę znacie już talent Edwarda.-spojrzał na syna Carlise.-Wybaczcie mu. Nie często mamy gości, a jeżeli już nawet to zazwyczaj są już nam dobrze znani i nie musimy się nic o nich dowiadywać.-zaśmiał się blondyn.
-Ależ nie ma problemu. Cieszę się niezmiernie, że mogłam wreszcie na zywo zobaczyć jak działa twój dar, Edwardzie. Strasznie się cieszę, że was wreszcie w całości poznałam, Jasper też, ale on nie powie wam tego wprost.-Alice trajkotała jak katarynka.-Prawda Jazz?-spytała.
-Mhm.-mruknąłem spokojnie.
-My też się cieszymy, ze was poznaliśmy nie mniej dalej nie rozumiemy skąd tyle o nas wiecie.-powiedział Carlise. -Może opowiecie nam cos o sobie?
Alice kiwnęła głową na znak zgody i spojrzała na mnie z mina zdradzającą zaniepokojenie.
Posłałem jej delikatny usmiech.
-A więc panie przodem.-powiedziałem spokojnie.-Zresztą twoja historia jest bardzo krótka.-mruknąłem, patrząc na nią.-A moja będzie się ciągnąć godzinami i i tak pewnie będę musiał wiele rzeczy tłumaczyc.
-Tak.-pokiwała głową Alice.-Więc...Obudziłam się na polanie. Nikogo obok mnie nie było, pamiętałam tylko imię Alice i to właściwie tyle...-zasmiała się.
-Nic więcej nie pamiętasz?-spytała zdziwiona Rosaline.
Pokiwała przecząco głową.
-Dalej to myślę, że wam już Jasper opowie.-uśmiechnęła się lekko.
Wszyscy przenieśli na mnie wzrok.
Wiedziałem, że zaraz muszę opowiedzieć to czego się bałem...
Swoja przeszłość...
Ich reakcja mogł być rózna. Mogli się na mnie rzucić, odsunąć z obrzydzeniem, a nawet zabić...
Westchnąłem i wstałem.
-Moja historia nie jest wesoła i niestety w przeciwieństwie do Alice pamiętam każdy szczegół zarówno ze swojego ludzkiego życia jak i wampirzego.Po tym co wam opowiem możecie się nawet mnie zabić, a ja nie będę wam tego uniemożliwiał.-szepnąłęm.
Natychmiast poczułem dłoń Alice i jej miękkie usta na moich.
-Nie mów tak...-szepnęła.-Bo chodź wiem jaka jest twoja przeszłość to nigdy bym cię nie zabiła.I proszę...nie mów tak.-pogłaskała mnie po policzku.
Usmiechnąłem się do niej lekko.
-Nagle poczułem czyjąś silną dłoń na moim ramieniu.
Odwróciłem się.
Emmett..
-Ej, stary. Nie ma mowy żebyśmy cię zabili. Nie wiesz my jesteśmy z tych dobrych. Wiesz...Wampiry super bohaterzy i te sprawy.-wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu, a następnie usiadł na kanapie.
Zacisnąłem dłonie w pięści...
Sięgnąłem delikatnie po brzeg golfu i jednym ruchem zciągnąłem go z siebie...
Wszystkie blizny...
To wszystko...
Moja skóra została oświetlona żarówkami z sufitu...
I nagle...
Głośne wciągnięcie powietrza przez wszystkich Cullenów...
I strach...
Strach i gniew...
Zasługiwałem na to...
W końcu byłem potworem... 
  

Jazz183

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz