poniedziałek, 14 maja 2012

Rozdział 1

Hej!
Dodaję  pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że wam się spodoba.
                                                                   Pzdr.
                                                                  Jazz183
Rozdział 1
Alice..  
Otworzyłam oczy…
Znajdowałam się na jakiejś polanie.
Świeciło jasne,  gorące słońce.  Dookoła mnie rosły gęste drzewa, otaczając mnie z każdej strony.
Moja skóra świeciła się cudownie,  jakby była obsypana diamentami.
Podniosłam do góry rękę, a ta zabłysła jeszcze piękniej.
Zaśmiałam się.
Nie wiedziałam czemu to zrobiłam, w końcu znajdowałam się sama, w nieznanym mi miejscu, ale sprawiło mi to przyjemność.
Wstałam do góry, bo spostrzegłam, że znajduję się na ziemi.
Teraz zauważyłam jaki piękny jest świat.
Wokół mnie rosła burza jasnej, zielonej trawy, przyozdobionej milionem różnokolorowych kwiatów. Trochę dalej  płynął lśniący, czysty strumień, który skraplał rośliny znajdujące się wokół niego i sprawiał, że te wyglądały sto razy piękniej niż inne.  
Minimalne drobinki pyłków,  wirowały w powietrzu, próbując unieść się ponad las, który mnie otaczał.
Było tak cudownie.   
Podeszłam do strumyczka z wodą. Patrzyła z niego uśmiechnięta, niesamowicie piękna, mała istotka, o twarzy elfa.
Przyjrzałam się jej dokładniej.
Miała szczupłą twarz, na której pierwsze co było widać to ogromne, czarne oczy, w których jaśniały iskierki szczęścia. Pod nimi był mały, zgrabny nosek i mocno czerwone, niewielkie usta, wykrzywione aktualnie w szerokim uśmiechu. Jej buzię otaczała gęsta czupryna, krótkich, kruczoczarnych włosów, fantazyjnie nastroszonych i powykręcanych w każdą stronę. Sama była niziutka i drobna, sprawiająca trochę  wrażenie bezbronnej, a jednak stała z gracją najlepszej baletnicy na świecie. Tylko ubiór do niej nie pasował. Miała na sobie coś na kształt, długiej, szarej koszuli nocnej, w niektórych miejscach powycieranej i poplamionej. Mimo wszystko, musiałam przyznać, że była najpiękniejszą kobietą jaką w życiu widziałam.
Pomachałam do niej.
Dziewczyna ze strumyka uniosła rękę, dokładnie w tym samym momencie co ja.
Zawahałam się i opuściłam z powrotem dłoń. Kobieta zrobiła to samo.
Nagle poczułam ogromny ból w gardle. Wydawało mi się, że płonie.
Spróbowałam go przełknąć, ale nic z tego nie wyszło.
Złapałam się za szyję.
Spostrzegłam wtedy, że piękna nieznajoma z wody, zrobiła to samo.
Wtedy pojęłam wreszcie, że dziewczyna w strumyku, to moje odbicie.
Jaka ja byłam piękna… Wyglądałam trochę jak anioł.
Zaśmiałam się z siebie, moje gardło znowu zabolało. Stałam tu i podziwiałam samą siebie. Jakie to było puste i dziecinne.

Gardło zapłonęło mi żywym ogniem.
Jęknęłam.
Wzięłam w dłonie trochę wody i wypiłam ją.
Dalej czułam ból, a wypity przeze mnie napój smakował ohydnie i pozostawiał w ustach nieprzyjemny smak. Saybko wyplułam go na ziemię.
Co to było?
O ile pamiętałam, woda nigdy nie miała takiego smaku. Właściwie to w ogóle go nie miała.
I nagle cos sobie uświadomiłam…
Pamiętałam…
Co ja pamiętałam?
Właśnie. Nic nie pamiętałam.
Kim ja jestem?
Próbowałam sobie przypomnieć odpowiedź.
Skąd się tu wzięłam?
Nic… Pustka… Tylko jakaś dziwna ciemność, otaczająca mnie ze wszystkich stron. I jedno zdanie.
Zdanie, wypowiedziane niesamowicie pięknym i miękkim barytonem:
-Wszystko będzie dobrze, Alice.
Alice?
Kim była Alice?
Czułam, że to zdanie było wypowiedziane do mnie.
Alice?
A więc tak miałam na imię.
No cóż. Lepsze to niż nic.
Teraz przynajmniej wiedziałam jak się nazywam.
Nagle poczułam niezwykle piękny zapach.
Był taki kuszący, słodki.
Mruknęłam z zadowolenia.
Napawałam się nim.
Przenikał całe moje ciało.
Ból w moim gardle wzmógł się.
Poszłam za tym zapachem, chcąc zobaczyć co to jest.
Kiedy doszłam w miejsce, gdzie woń wydawała się być dużo silniejsza, rozejrzałam się dookoła.
Było tam tylko parę  krzaków, leśna droga i jakaś kobieta z plecakiem.
Nic interesującego.
Zapach narastał, a kobieta była z każdym krokiem coraz bliżej mnie.
-Dzień dobry. –powiedziała miłym głosem, zauważając mnie.
-Witam. –powiedziałam. Mój głos zabrzmiał jak chór dzwoneczków.
Zasłuchałam się w nim. Był taki piękny…
Nagle woń zawładnęła mną i rzuciłam się na kobietę, stojącą przede mną.
Co ja robiłam?
Nie panowałam już nad swoim ciałem.
Powaliłam ją na ziemię, wśród chóru jej wrzasków i instynktownie wbiłam zęby w jej szyję.
Poczułam ciepło, które spłynęło mi po moim płonącym gardle, łagodząc ból.
Co ja właściwie wysysałam z tej kobiety?
Krew?
A więc skoro piłam krew… Musiałam być wampirem.
Coraz więcej informacji o mnie.
Dobre chociaż to.
Nagle poczułam, że już w mojej ofierze  nic nie ma.
Ani kropli cudownej, ciepłej i łagodzącej ból, krwi.
Jęknęłam i oderwałam się od niej.
Co ja najlepszego zrobiłam?
Czy ja właśnie, zabiłam człowieka?
Ogarnął mnie wstręt do samej siebie.
Wzdrygnęłam się.
Poczułam, że ogień w moim gardle, zmniejszył się.
Czy teraz musiałam zabijać ludzi, by ograniczyć ból?
Jęknęłam.
Usiadłam pod drzewem. Dalej patrzyłam na tę biedną kobietę, którą zamordowałam z zimną krwią.
Chciałam płakać, ale z moich oczu nie leciały łzy. Za to czułam, że są niewyobrażalnie suche.
Nagle poczułam się jakbym oddalała się od swojego ciała.
Zobaczyłam przed oczami niezwykle pięknego chłopaka.
Miał szczupłą twarz w odcieniu kości słoniowej. Jego krwistoczerwone oczy były przepełnione ogromnym smutkiem, a jego czerwone usta nie były wykrzywione w nawet cieniu uśmiechu. Zrobiło mi się go szkoda i chociaż go nie znałam, zechciałam żeby się chodź trochę uśmiechnął. Jego miodowe loki, jaśniały lekko w srebrnej poświacie księżyca i sprawiały, że jego twarz wydawała się być jeszcze piękniejsza. Przykucnął. Jego mocno umięśniona sylwetka sprawiła, że poczułam przed nim respekt. Widziałam jak błądził oczami, dookoła, jakby czegoś szukając.
Dopiero teraz, zauważyłam, że stoi on na dachu jakiegoś budynku, a pod nim znajduje się mroczny zaułek.
Nagle chłopak skoczył.
Spadł tak, że przed nim znalazł się młody chłopak, który ze zdziwieniem spojrzał mu w oczy.
Blond włosy szybko skoczył na zdziwionego mężczyznę i wbił mu zęby w szyję, tak samo jak jeszcze niedawno ja, spotkanej przeze mnie kobiecie. Po paru minutach odszedł od niego, a na ulicę z cichym tąpnięciem upadło nieruchome, ciało chłopaka.
-Jasper! –rozległ się nagle krzyk.
Obserwowany przez mnie chłopak odwrócił się gwałtownie, tak, że księżyc oświetlił dokładniej jego sylwetkę.
Dopiero teraz zauważyłam, że cały, od góry-do dołu, pokryty był dziwną siateczką z jasnych pół księżyców.
-Tak? –spytał mój obiekt widokowy.
Z ciemności wyszła dziewczyna i chłopak. Trzymali się za ręce.
Para…
Oboje mieli skórę białą jak śnieg i tak jak Jasper mieli krwistoczerwone oczy.
-Zapolowałeś już? –spytała dziewczyna.      
 Była niezwykle piękna. Tak samo jak ja, poruszała się z gracją baletnicy. Miała wąską twarz, otoczoną burzą długich, brązowych włosów. Była chuda, ale wyraźnie widać było spod jej, czarnej bluzki, lekko zarysowane mięśnie.
-Tak, Charlotte. –odpowiedział Jasper.
-Więc… -zaczął drugi chłopak. –Chciałeś z nami o czymś porozmawiać. –powiedział.
-Tak. –mruknął blond włosy. –A raczej przeprosić. –powiedział.
-Przeprosić? –spytała Charlotte. –Za co?
-Peter…- powiedział Jasper, patrząc na mężczyznę. –Charlotte… -przeniósł wzrok na dziewczynę.-Muszę was przeprosić, za to co zaraz zrobię. –powiedział. –Żegnajcie, przyjaciele. –szepnął i zniknął w ciemności.
-Jasper! –krzyknął chłopak.   
Obraz rozmył się. Znowu zobaczyłam las i martwą kobietę przede mną.
Jasper…
To niezwykłe imię dalej krążyło mi po głowie.
Jak to się stało, że go widziałam?
Po chwili uzmysłowiłam sobie, że jestem wampirem, a skoro nim jestem to,  to jest pewnie normalne.
Wstałam z ziemi i zaczęłam zamyślona grzebać w plecaku, zabitej przeze mnie dziewczyny.
Szybko znalazłam tam jakieś ciuchy i wciągnęłam je na siebie.
Teraz przynajmniej mogłam się pokazać ludziom.
Po chwili namysłu, wyjęłam też portfel.
Źle się czułam kradnąc, ale potrzebowałam pieniędzy do życia.
Jasper…
Czułam, że muszę go znaleźć i postanowiłam zacząć od teraz.
Odwróciłam się tyłem do dziewczyny i pobiegłam przed siebie. Tam gdzie według mojego przeczucia, powinien być Jasper…
  Jazz183

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz