poniedziałek, 14 maja 2012

Wyjaśnienie...

Hej!
Dawno nie pisałem...
Wiem to i przepraszam was za to. Naprawdę nie miałem ciągle czasu, a jak już wszystko zaczęło się układać moja siostraw wylądowała w szpitalu. 
Długo bym opowiadał co się działo, ale nie będę was zanudzał długimi opowieściami...
Powiem tylko, że czasem wystarczy tak niewiele, by pomóc drugiej osobie, a ludzie potrafią być obojętni na krzywdę drugiego i kompletnie pozbawieni uczuć. I jak znajdzie się już osoba zdolna i chętna do pomocy to najczęściej jest już niestety za późno.
Nieważne...
Postaram się to naprawić co się dzieje na moim blogu i moje liczne zaniedbania i przepraszam.
Wiele razy was zawodziłem i jak chcecie żebym przestał pisać czy coś to tylko powiedzcie. Okey?
Jeśli coś chcecie zrobić dla świata to polecam wam tę stronę: http://www.dzieciom.pl/ 
Zachęcam gorąco do znaleźenia jakiej kolwiek strony zdolnej pomóc ludziom chorym. Dla nas to może i mało, ale dla osoby chorej każdy gest się liczy. Pomóżcie jakkolwiek chodźby wchodząc na stronę www.pajacyk.pl
Pozdrawiam was gorąco, dziękuję za wszystko i całuję
Jazz183

Rozdział 17

Hej!
Witam was gorąco...Wiem, dawno nie pisałem, ale testy...No wiecie...Już tylko tydzień... :(
Dzisiejszy rozdział dzielę na dwie części. Część 2 już jutro! :D
No, a jak tam po świętach? Mnóstwo nauki co nie? :D
Przepraszam...Jutro skomentuję wasze komentarze, ale dzisiaj czas mnie goni... :(
No nic...Polecam jeszcze....
Dziękuję za wszystkie komentarze, kocham was. :*
Rozdział dedykuję kolejnej nowej osobie (jak ja uwielbiam nowe osoby!!! :DDD) Anusi1001. Dlaczego? Dlatego, że pisze wspaniałe komentarze, jest cudowna i...po prostu jest... :D Jeśli to czytasz, to chce Ci z całego serca za wszystko podziękować. Każdy Twój jeden komentarz jest dla mnie jednym uśmiechem. Dziękuje. :*
Głośny huk, kiedy zderzyłem się z Edwardem, przypominał wystrzał z armaty.
Nie panowałem nad sobą...
Jednak tym razem nie żałowałem tego. Wręcz przeciwnie, byłem szczęśliwy...
Szczęśliwy, że mogę go ukarać za to co powiedział Alice...
Z całej siły, wbiłem go w drewnianą podłogę.
Z pewnością miał potem zostać ślad...
-Co powiedziałeś?-syknąłem cicho.
-To, że Alice jest debilką.-powtórzył z mściwym uśmiechem.
Warknąłem i z całej siły przyłożyłem mu pięścią w twarz.
Usłyszałem cichy jęk, wydobywający się z jego ust.
Nie było mi go szkoda...
-Jasper!-usłyszałem krzyk Emmetta.
Warknąłem cicho.
Nagle poczułem silną dłoń na moim ramieniu.
Odwróciłem szybko głowę.
Brat Edwarda patrzył na mnie całkowicie opanowany.
-Posłuchaj...Ja wiem, że chcesz go pewnie teraz zabić, ale jakbyś mógł tego, proszę nie robić...-szepnął.-Wiesz...Jednak to mój brat i mimo wszystko go kocham. Okey?-spojrzał mi w oczy.-W przeciwnym wypadku będę musiał cię odciągnąć siłą, a nie chcę tego robić zwłaszcza, że jesteście razem z Alice, naszymi gośćmi.
Wzruszyłem ramionami.
I tak nie miał szans mnie pokonać...
-Słuchaj...Możesz go trochę uszkodzić, należy mu się, ale proszę...Nie zabijaj go.-Emmett patrzył na mnie z wyczekiwaniem w oczach.
Kiwnąłem niechętnie głową na znak zgody.
Nie chciałem go tak naprawdę zabić...
Nie mógłbym...
Nie po tylu latach wojen...
Nie po tylu latach bezmyślnego mordu...
Nagle poczułem, że przeciwnik pode mną poczuł smutek.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem...
-Przepraszam.-szepnął Edward.
Zmarszczyłem ze zdziwieniem brwi.
Jeszcze minutę temu bronił się i gdyby mógł to pewnie rozszarpałby mnie na strzępy.
Moje opanowanie natychmiast powróciło...
-Słucham?-spytałem.
-Ja...Przepraszam.-zamknął oczy.
Moje pięści natychmiast się rozluźniły...
-Ja, nigdy się tak nie zachowuję. Zwykle jestem najbardziej opanowany z całej rodziny. Z resztą jak nie wierzysz to ich spytaj.-powiedział smutno.
Przeniosłem wzrok na Rosaline.
Zagryzła wargę i niechętnie kiwnęła głową na znak potwierdzenia.
A, więc mówił prawdę...
Z powrotem powędrowałem wzrokiem na twarz Edwarda.
-Nie wiem co we mnie wstąpiło...-spojrzał smutno na Alice.
Niechętnie z niego wstałem.
Wiedziałem, że nie mam powodu być już na niego wściekły.
On podniósł się z ziemi i podszedł do Alice.
Powoli wysunął ramiona i delikatnie ją objął.
-Przepraszam.-szepnął.
Spojrzałem na resztę Cullenów.
Stali jak oniemieli...
Rosaline postukała się palcem po głowie i pokazała na Edwarda, a Emmett miał wzrok pod tytułem "Co mu się stało i gdzie jest najbliższy szpital psychiatryczny?".
Rozśmieszyło mnie to.
Reakcja Esme i Carlisa była zupełnie inna...
Carlise patrzył na Edwarda z dumą, a Esme uśmiechała się promiennie sama do siebie...
Widać było, że oboje bardzo go kochają...
Edward chwilę później znalazł się przy mnie.
-Na mnie nie licz. Nie jestem chętny do uścisków.-powiedziałem z uśmiechem na twarzy.
Ten zaśmiał się i wysunął przed siebie dłoń.
-To może chociaż to?-zaproponował.
Przewróciłem oczami.
-Ech, niech ci będzie.-powiedziałem i uścisnąłem szybko dłoń.
*
-No, a teraz czekamy na twoją opowieść. Szczerze powiedziawszy jestem jej bardzo ciekawy.-zaśmiał się Edward.-Widziałem niechcący urywki twoich wspomnień, ale nie umiałem ich poukładać do kupy, więc czekam na twoją przeszłość.-posłał mi przyjacielski uśmiech i usiadł na kanapie.
Alice spojrzała na mnie pocieszycielsko i usiadła obok Edwarda.
Emmett natychmiast dosiadł się obok Małej, a Rosaline ułożyła się wygodnie na jego kolanach, Esme i Carlise rozsiedli się na fotelach.
Wszyscy patrzyli na mnie z niecierpliwością...
Jęknąłem.
Dalej nie miałem na sobie koszuli.
Alice, jakby czytając mi w myślach, natychmiast rzuciła we mnie golfem.
-Dzięki.-mruknąłem cicho.
Jak myśmy się dobrze rozumieli...
Przeniosłem wzrok na okno.
-Urodziłem się w 1844 roku w Houston, w Teksasie. Nie miałem idealnego życia jako człowiek, ale miałem to szczęście, że urodziłem się w bogatej i bardzo szanowanej w mieście, rodzinie.-wspomnieniami wracałem do tamtych czasów.
Znowu widziałem twarze przyjaciół i znajomych...Słyszałem piosenki jakie śpiewaliśmy razem w ciepłe dni, przy ogniskach...Czułem zapach trawy i słońca... Uśmiechnąłem się lekko na to wspomnienie...
Jak dawno temu to było...
-Byłem wychowywany przez niańkę, bo mój ojciec zawsze siedział w pracy, a matka nie potrafiła nigdy z nikim normalnie porozmawiać, a tym bardziej się mną zająć, poza tym było nas na nią stać, a w tamtych czasach była to rzadkość i ludzie chwalili się niańkami na potęgę.-rozśmieszyło mnie to.
jakże absurdalne to było podejście...
-W wieku parunastu lat, poznałem jedną dziewczynę...Lili...Spędzaliśmy ze sobą praktycznie każdą chwilę i przez krótki moment w moim życiu, świata poza nią nie widziałem.Kiedy ogłosiłem mojemu ojcu, że chcę się z nią pobrać, nie zgodził się... Ona była córką piekarza...W jej rodzinie nie było często pieniędzy na życie i zadłużali się u wielu ludzi. Mój ojciec uznał, że nie mogę bratać się w tak wielki sposób z niższą warstwą społeczną. Nie przeszkodziło nam to oczywiście dalej się spotykać. Miałem głęboko gdzieś słowa mojego ojca i robiłem to co uważałem za słuszne.-zagryzłem wargę...Znowu wspomnienie jej włosów...Jej twarzy...-Któregoś dnia ojciec Lili zapomniał zagasić piec. Cały dom stanął w płomieniach...Ona...Uratowała ich wszystkich...Ale sama...Sama nigdy nie wyszła.-wbiłem wzrok w ziemię.-Po jej śmierci wpadłem w depresję. Poznałem wtedy chłopaka z równie bogatej rodziny co moja i w dodatku w tym samym wieku co ja, Erica Stanforda. -uśmiechnąłem się.-Mieliśmy podobne zainteresowania i równie mocno denerwowali nas nasi ojcowie, którzy ponad wszystko cenili pieniądze, więc nic dziwnego, że szybko się zaprzyjaźniliśmy. On podniósł mnie na duchu... Z czasem prawie zapomniałem o Lili. To właśnie z Ericiem poznałem świat ryzyka...-zaśmiałem się.-Razem robiliśmy wszystkie głupie i niebezpieczne rzeczy jakie były w moich czasach możliwe. Zdarzało nam się wpadać w opresję, ale udawało mi się zawsze jakimś cudem nas z nich wyciągnąć. Ojciec nazywał to wrodzoną charyzmą...Nasze rodziny szybko również zawiązały przyjaźń, więc spędzanie wspólnie czasu było jeszcze łatwiejsze.-zamyśliłem się na chwilę.-Kiedy w 1861 roku wybuchła wojna secesyjna, miałem zaledwie siedemnaście lat. Razem z Ericiem podziwialiśmy mężczyzn idących na służbę w obronie kraju i też pragnęliśmy stać się jednymi z tych żołnierzy. W naszych czasach byli oni obdarzani wielkim hołdem. Błagaliśmy naszych ojców, by ci zgodzili się żebyśmy poszli na służbę ojczyzny, ale ci stanowczo odmawiali nam, mówiąc że jesteśmy za młodzi i, że wojna to zło. -roześmiałem się na głos. -Rzeczywiście za młodzi byliśmy, bo do wojska przyjmowali od lat 20, ale marzenia o sławie zatruły nam umysł. W pewien ciepły dzień lata, umówiliśmy się w nocy. Mieliśmy dość wymogów i zakazów naszych ojców i postanowiliśmy uciec z domu, na wojnę. Przy przesłuchaniach do armii płynnie skłamałem, że zamiast 17 lat mam ich 20, a że byłem wysoki jak na swój wiek dostałem się bez przeszkód. Zresztą Eric też. -uśmiechnąłem się.
Nie byliśmy jedyni...
Tyle osób o wyglądzie zaledwie dzieciaków...
Na pewno nie mieli nawet 15 lat, w większości...
Ale my byliśmy głupi...
-W armii szło mi nadzwyczaj dobrze. Szybko wyłapałem, dla których ludzi należy być miłym, a którym można prosto w twarz powiedzieć co się o nich myśli. Było to trochę jak gra...Musisz myśleć, rozważać każdy ruch przeciwnika i przede wszystkim nigdy nie tracić koncentracji, bo jeden błędny ruch prowadził do upadku z powrotem na pole z napisem start. Podłapałem jednak o co w niej chodzi, a było mi jeszcze łatwiej niż niektórym, bo zawsze miałem w sobie coś takiego, że ludzie mnie lubili. Nigdy nie miałem wrogów, a i tutaj ich nie poznałem. Natomiast Eric...Cóż...Słabo mu szło...Czasami wspinał się szczyt, ale sekundę później już z niego spadał... Jednak byłem mu wierny i pomagałem w zachowaniu chociaż szczątkowej reputacji...Poznałem tam szybko bandę przyjaciół... Nie byli od nas starsi, ale tak jak my poszukiwali przygody i sławy. Mike, John, Ryan i pewna dziewczyna, która bardzo dobrze udawała mężczyznę, Sophie. Gdyby starsi wiedzieli, że w ich armii jest banda dzieciaków i w dodatku jeszcze kobieta...Cóż...Niechybnie, by nas zabili... -westchnąłem.-Ciągłe balansowanie na krawędzi i nieustanna czujność męczyły mnie, więc kiedy ogłoszono nam, że dojdzie do naszego pierwszego starcia, ucieszyłem się. Miało to być wreszcie coś nowego, coś co miało wyrwać mnie ze szponów nudy i monotonności. Kiedy wybuchła bitwa pod Galveston, a właściwie potyczka, mój przyjaciel Eric...Przypłacił to życiem... Ja natomiast, zostałem awansowany do rangi majora. -parsknąłem.-W tamtych czasach to było coś... Co najśmieszniejsze ominąłem wielu mężczyzn bardziej doświadczonych i dużo starszych ode mnie. I tak stałem się najmłodszym majorem w całym Teksasie.-zamyśliłem się na chwilę.
Ci ludzie, którzy tak ślepo za mną podążali...
Ech...
Nie wiedzieli, że w większości idą po śmierć.
-I co dalej było?-wyrwał mnie z zamyśleń, lekko drżący głos Rosaline.
Przeniosłem na nią szybko wzrok.
Wyraźnie widziałem, że jest przejęta...
Czułem smutek od nich wszystkich...
Alice...
Jedno spojrzenie na nią dało mi siłę do kontynuowania opowieści...
-Pamiętam tę noc jakby była dzisiaj.-szepnąłem.-Kiedy do portu w Galveston przybiły okręty Unii, powierzono mi ewakuację kobiet, starców i dzieci. Poprowadziłem pierwszą kolumnę cywili do Houston i zostałem tam tylko na tyle długo, by upewnić się, że wszyscy z kompanii są bezpieczni, a następnie ruszyłem w drogę powrotną.Po krótkim czasie napotkałem na mojej drodze trzy, idące w przeciwnym kierunku kobiety. Zawsze zdarzali się jacyś maruderzy, więc łatwo było zgadnąć, że je też wziąłem za takie osoby. Denerwując się na nie, podjechałem do nich z zamiarem zaoferowania pomocy. W chwili kiedy już otwierałem usta, światło księżyca padło na ich twarze. Zamarłem... Nigdy w życiu nie widziałem piękniejszych kobiet... Z otępieniem zdałem sobie sprawę, że na pewno nie były z mojego konwoju, bo tak cudne istoty niewątpliwie zostałyby przeze mnie zauważone. Pierwsze co mnie w nich zachwyciło to ich alabastrowa cera. Na południu rzadko zdarzają się dni bez słońca, więc siłą rzeczy każdy jest opalony...Ale nie one... One miały skórę w odcieniu śniegu lub porcelanowych lalek, jakimi bawiły się małe dziewczynki, pochodzące z bogatych domów. Jedna z nich i jednocześnie ta co najbardziej przypadła mi do gustu, była filigranową brunetką o rysach typowo meksykańskich. Niezbyt wysoka, ale też nie nad zbyt niska, o czarnych, głębokich oczach. Wyglądem przypominała anioła, któremu znudziło się życie w niebie... Druga, najwyższa z nich wszystkich, o prostych jak trzcina, jasnych włosach, wyglądała jakby właśnie uciekła z castingu na miss świata. Trzecia była zdecydowanie najniższa z nich wszystkich. Jej długie, poskręcane w loki włosy, lśniły w świetle księżyca, tak, że ich miodowy odcień zdawał się zamieniać w biały... Pochyliła się w moją stronę i lekko wciągnęła powietrze.
Jazz183

Rozdział 16

Hej! :D
Witam was w kolejnym dniu... Jako, że były skargi, że długo nie dodaję rozdziałów...(Zresztą słuszne.. :D Za co was ogromnie przepraszam....) dodaję dzisiaj rozdział, nowy, świeży itd. Od razu przepraszam, że być moze wam się nie spodoba, ale ten wątek siedział mi w głowie od dawna i jakbym go nie dał to byłbym ogromnie zawiedziony. Jest krótki, ale może (nie obiecuję) dodam dzisiaj jeszcze jeden rozdział. Co wy na to? :D

Elisa...No przepraszam. Wiem, że zaniedbałem...Spróbuję to naprawić. :D No, ale żebyś nie musiała czekać, dodaję kolejny rozdział. Dziękuję. :D A tam...Mi to kibicowac to nie ma co...Tobie jest! :D A dziekuję, dziękuję, ale jeszcze przed świętami dodałem nową... Hahahah... :D Całuję, pozdrawiam i dziękuję. :*
Bailey...Nie, tym razem, żeby nikogo nie zawieść dodałem nową już dziś. :D No, wiem...Przepraszam, długo nie dodawałem... :P Heh...Reakcja Eda, będzie, a raczej jest...Niezbyt mi wyszła, ale nie umiem go dobrze opisywać i jego reakcji. :( Czyli fason to kształt ubioru, bo ja się gubię...? :D Zaraz, zaraz...Koszula to nie koszula? Nie rozumiem, sorry... :( Heh....No Tobie juz uległem... Powiem Ci, że jest jeszcze jedna, czy dwie osoby, którym bym uległ... :D No błagam... ja się tu nastawiłem, a Ty tego nie wstawiasz... Jak znajdziesz trochę czasu to plisss pisz. Z nazwą mogę ewentualnie pomóc jeśli chcesz, ale musisz mi powiedzieć o czym to jest... Hahahah... gorzej jak idą do rodziców i skarżą. :/ Dziękuję za życzenia, pozdrawiam i całuję. :*
Anusia1001... Jak już to wszystkim mówię...Uwielbiam nowe osoby. :D No i tu nie ma też wyjątku. :D Cieszę się, że Ci się podoba. :P Heh, no dziękuję...Ile komplementów...Aż się pod ziemię zapadnę, chyba.. :P 3 lata? Wow! Nieźle... Ja znalazłem dwa blogi prowadzone przez chłopaków, naczy te co mi sie podobały, ale oba już nie są niestety prowadzone. :( No, więc, ja...Rodzynek... ;P Czy jak to się tam mówi... Dziękuję Ci z całego serca, całuję i pozdrawiam. :*
Alice...Dziękuję. :* Jak zwykle piszesz cudowne komentarze... :D Z Rose to ja długo myślałem... Chciałem żeby była jakoś wyrózniona, czy coś,bo w książkach była zawsze pokazywana z boku i nie była jakoś dokładniej opisana (oczywiście z wyjątkiem Zaćmienia, ale tam to była głownie tylko jej opowieść), więc chiałem żeby jej trochę więcej było. Ty? Ty napisałabyś tę notkę sto razy lepiej. :D No, ale tak trwale sie zdenerwujesz? Dziękuję. :* Maila Ci już wysłałem, mam nadzieję, ze tym razem doszedł... :D Oh, ja za Tobą też tęsknię, jak nie piszę... I to bardzo. Au! Współczuję... :( Ale lepiej już? Błagam nie rób sobie nic, bo się o Ciebie boję... Hahaha...Cieszę się, ze Ci się podobało. A ja czekam NN u Cb... :D No...Pozdrawiam Cie gorąco i całuję. :*
Carly...Dziękuję... Cieszę się, że Ci się podobało. :D No ja bym też z pokojem nie był taki szczęśliwy, ale musiałem to umieścić...No po prostu nie mogłem się powstrzymać. :D Notka z perspektywy Alice...Cóż... Jeśli czytałaś mój pierwszy rozdział to powiem, że słabo mi wychodzi pisanie z jej perspektywy... :( Niestety... No, ale ćwiczę, ćwiczę i może coś napiszę z jej perspektywy, a raczej napiszę, bo już to komuś obiecałem. Heh... No dobra napiszę coś z jej perspektywy! Ale będzie kiepski... :( Nie ma za co. :* Dziekuję, pozdrawiam i całuję. :*

No i to tyle...
dzisiaj chyba nic nie polecam.... :D
Ponieważ rzadko niestety dodaję notki...(zmienie to) do tych co nie mają blogów...
Mogę was informować przez maila jeśli chcecie... :D
Oczywiście to wasza wola, a do tych co mają blogi tez mogę tak robić, oczywiście nie licząc tego, że wchodzę i czytam wasze notki i komentuję ;D Ale to chyba jasne.
No... Jak chcecie piszcie do mnie maile, adres macie w notkach "coś o mnie" i "wasze prośby itd.".
No i to tyle. :D Pozdrawiam was z całego serca,dziekuję za komenty i całuję. :*
Jazz183


Rozdział 16

Rozdział dedykuję jednej z moich nowych, najwspanialszych czytelnieczek. Pisze wspaniałe komentarze, cudownego bloga i umie znakomicie poprawić humor, a przynajmniej mi. :P Mógłbym o niej naprawdę jeszcze dużo pisać, chociaż zam ją zaledwie z paru komentarzy, ale zapełniłbym pewnie całą notkę i wogóle bym nie napisał rozdziału. ;p O kim mowa? Mowa o..... No jeszcze nie wiecie? Hahaha... Mowa o Elisie. Jeśli to czytasz, to dziekuje Ci za miłe słowa i za wszysko. :D Pozdrawiam Cie gorąco i całuję. :*

Te emocje...
Wyraźnie czułem ich wstręt...
Cały pokój przepełniony był strachem, bólem, nienawiścią i obrzydzeniem...
Jęknąłem...
Tylko jedna osoba w pokoju miała zupełnie inne emocje...
Czułem od niej miłość...
Alice...
Dla niej warto było zrobić wszystko...
Gdybym miał wskoczyć w ogień...oczywiście, że bym to zrobił...
Ale gdyby poprosiła mnie o to jeszcze raz... Powtórzyłbym to...
Dla niej warto było żyć...
Nagle usłyszałem jakiś ruch...
Natychmiast odwróciłem głowę w tamtym kierunku...
Moim oczom ukazał się Emmett zasłaniający Rosalie...
Wszystkie jego mięśnie były napięte do granic możliwości...
Czułem jego strach...
Strach o Rosaline... I o rodzinę...
Spuściłem wzrok...
Nie wiedzieć czemu, poczułem smutek...
O dziwo odkryłem, że zależało mi na zdaniu tej rodziny...
A ci...
Nawet mnie nie znali...
A oceniali mnie po tym jak wyglądałem...
W sumie...
Mieli rację...
Byłem mordercą, bezduszną istotą...
Kimś więcej niż tym wampirem, którym rodzice straszą dzieci, na dobranoc.
Bestią...
Moje oczy stały się suche...
Czy ja...płakałem?
Boże...
Spróbowałem się opanować...
Nic z tego...
Nie mogłem teraz podnieść głowy...
Nie mogli zobaczyc co czuję...
-Południowiec.-szepnął Carlise.
Wzruszyłem ramionami.
Usłyszałem ciche warknięcie Emmetta.
Ledwo dostrzegalnie przeniosłem wzrok w tamto miejsce gdzie stał umięśniony Cullen.
Dalej nie podnosiłem głowy...
Kątem oka widziałem dokładnie co robi brunet.
I wiedziałem, że nie długo czeka mnie smierć z jego ręki.
Nie zamierzałem się bronić.
Byłem całkowicie pewny, że mógłbym go zabić jednym ruchem, ale nie chciałem.
Zasługiwałem na śmierć...
Zastanawiałem sie jak zareaguje Alice...
Skupiłem się na jej emocjach...
Była wyraźnie spięta i gotowa na coś...
Na co?
Podejrzewałem, że wiem...
Jeśli Emmett mnie zaatakuje, ona zamierzała mnie obronić...
Nawet jeżeli miałaby zabic ich wszystkich...
-Alice...-szepnąłem.-Nie rób tego.-poprosiłem ją cicho.
Parsknęła.
-Ty tu nie masz nic do gadania.-mruknęła.
Przewróciłem oczami.
Nie mogłem jej powstrzymać...
Musiałbym ją skrzywdzić, a tego nie zrobię nigdy...
Przeniosłem wzrok z powrotem na mojego przyszłego mordercę.
Skulił się cały, gotowy do ataku...
Nagle Rosaline położyła mu rękę na ramieniu.
-Emmett!-krzyknęła.-Co ty do cholery robisz?!-spytała.
W jej głosie była furia.
-Bronię cię.-powiedział ze zdziwieniem w głosie.
-Niby przed czym?!-wrzasnęła.
Jej oczy ciskały pioruny.
-No...Przed nim.-pokazał na mnie.
-Słucham?! Czy ty myślisz, że on mnie zaatakuje?! No, chyba cię porąbało! To, że ma blizny, nie znaczy, że nas od razu pozabija!-wrzasnęła, patrząc na niego ze złością.
-Rosaline!-wrzasnął Emmett, łapiąc ją za ramiona.-To południowiec! Rozumiesz?-potrząsał nią lekko.
Nagle blondynka warknęła i wyrwałą się z jego uścisku.
-Nigdy, więcej tak nie rób.-syknęła-I ostrzegam...Ty mu chociaż spróbujesz coś zrobić... To ja cię osobiście zabiję i jeszcze go obronię.-mruknęła.-Nawet go nie znasz. Może mieć dobre intencje.
-Ale...-zaczął Emmett, ale ta uciszyła go spojrzeniem.
-Rosaline, może mieć rację, Emmett. Nie powinniśmy sie tak zachowywać.-z-ganił bruneta Carlise.
-Ale, on może chcieć nas zabić.-syknął Emmett.
-Zobaczyłbym to w jego myślach.-powiedział stanowczo Edward.-Śledzę jego mysli od pewnej chwili i nie widzę w nich żadnego znaku wskazującego na to, że chce nas zabić.-posłał mi przepraszające spojrzenie.
Kiwnąłem głową na znak, że nie mam mu tego za złe.
Emmett wyprostował się i rozluźnił mięśnie.
-Jesteś pewien?-spytał, patrząc na rudego.
Boże, czy on zawsze musiał się po sto razy upewniać?
Edward usmiechnął się, słysząc moją myśl.
-Tak, on tak ma.-zaśmiał się.
Brunet rozejrzał sie zdenerwowany.
-Błagam, nie gadajcie myslami.-poprosił.-Więc...Edward? Jesteś pewien?
Ten wywrócił oczami.
-W stu procentach.
Albo mi się wydawało, albo właśnie zostałem uratowany.
-Nie wydaje ci się.-usmiechnął się mniejszy z braci Cullenów.
-Jaki mniejszy?!-warknął, słysząc moją mysl.
Zaśmiałem się.
-Nie moja wina, że jesteś kurduplem.-mruknąłem.
Ten spojrzał na mnie ze złością.
Wszyscy zaczęli się śmiac.
-Czy mi się wydaje, czy własnie jeździsz po naszym kochanym, Edwardzie?-spytał drwiąco Emmett.
-Tak...-mruknąłem.
Jego silna dłoń wylądowała na moim ramieniu.
-Dobra... Podobasz mi się, coraz bardziej.-zasmiał się.
-Jeszcze pare minut temu chciałeś ze mnie zrobić kupkę popiołu.-przypomniałem mu.
Zaśmiał się.
-Żałuję, okey?-spytał i wysunął dłoń w moim kierunku.
-Czy ja wiem?-zacząłem się z nim droczyć.
Wywrócił oczami.
-Ej, zawsze mogę rozważyć czy dalej nie chcę cię zabić.-wyszczerzył do mnie zęby.
-Nie dałbyś rady.-szepnąłem z uśmiechem.
Uścisnałem jego dłoń.
Czułem, ze sprawdza moją siłe...
Nie chciałem go zawieść i uścisnąłem jego dłoń z całej siły.
Usmiechnął się.
-Hmmm... Przynajmniej jesteś silniejszy od Edwarda.-zadrwił.
-Ej, ja tu jestem.-przypomniał jego czytający w myślach brat.
Alice zaśmiała się ciepło.
-Oj, Edwardzie nie denerwuj się.-powiedziała i nagle jej uczucia zroiły się pełne satysfakcji.
-Co?!-krzyknął nagle rudy.
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem.
W oczach wypisaną miał śmierć.
Nagle szybko pobiegł po schodach, na górę.
Chwilę potem usłyszeliśmy głośne przekleństwo.
-Ja was zamorduję!-krzyknął.
Emmett spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
-Co mu się stało?
-Hmmm...Chyba nie spodobało mu się małe przemeblowanie, jakie mu zrobiliśmy w pokoju.
Rosaline zaśmiała się wesoło.
-Rozwaliliście jego pokój?-spytał duży Cullen.
-O jej, ale przenież nic mu nie zniszczyliśmy.-uśmiechnęła się Alice.-Wszystko jest w garażu, ładnie ułożone...No i nowe meble idealnie komponują się z pokojem. Poza tym specjalnie, oczyściłam mu inny pokój, by tam mógł się przenieść.-zasmiała się.
Wszyscy się zaśmialiśmy.
-Biedny Edward...-usmiechnęła się Esme.
-Należało mu się.-stwierdziła z drwiącym uśmiechem Rosaline.
-No zaczynam was coraz bardziej lubić.-zaśmiał się Emmett.-A czyj to był pomysł?
-Alice.-powiedziałem, pokazując na nia.
Ta posłała nam promienny usmiech.
Emmett podszedł do niej i delikatnie ją objął.
-Niezła jesteś, Mała.-zasmiał sie.-Ja tam jestem już za tym żebyście zostali. Jak będziecie tak dowalać Edwardowi częściej, to chyba was ozłocę.-zasmiał się.
Zawtórowała mu.
-Jedno, ale...Nie jestem mała.-powiedziała patrząc na niego groźnie.
-No jak nie?-spytał.-Przecież ty taka drobna, niska i wogóle...Jak jakiś...hmm...-zaczął.
-Chochlik?-podpowiedziałem mu wesoło.
-Tak, dokładnie.-zasmiał się i przybił ze mną piątkę.
-Ej...No nawet ty przeciwko mnie? Jazz...-spytała,robiąc słodkie oczy.
-O nie! Nie rób tych oczu, na niego! On jest ze mną.-zagroził jej Emmett.
 -Własnie, słuchaj się go.-powiedziałem, pokazując jej język.
-Hmmm... No wiesz, Jasper. Nie spodziewałam się tego po tobie. Myslę, że dzisiaj w nocy jednak chyba nie będę ci towarzyszyć.-zadrwiła.
Jęknąłem.
Miała mnie w garści.
Emmett spojrzał na mnie błagalnie.
-No, stary... Nie zostawiaj mnie samego, bo ona mnie żywcem pożre.-błagał.
-A miałam dzisiaj spróbować czegoś nowego...-powiedziała.
Przysuneła się do mnie, obieła mnie w pasie i pocałowała mnie z namiętnością w usta.
Nie...
Jeszcze mnie nie złamała...
Nagle, jakby wyczuła co ma robić, przejechała koniuszkiem języka po moim uchu...
Zamarłem..
Miała mnie...
-Wiesz...Myślałam nad tym o czym ci ostatnio opowiadałam...-szepnęła.-Może tego spróbujemy...Ale nie wiem...skoro uważasz, że jestem mała...To myslę, że sie do tego nie nadaję...
-Alice, to chwyt poniżej pasa...-jęknąłem.
Uśmiechneła sie łobuzersko.
-Emmett...-jeknąłem.-Ratuj...
Ten zaczął coś do mnie mówić, ale kompeltnie go nie słyszałem, bo zatonąłem w jej złotych oczach...
Jęknąłem...
-Wybacz Emmett...Okey, wygrałaś, ale proszę nie torturuj mnie więcej.-poprosiłem.
Usmiechneła się złośliwie.
-Myslę, że dzisiaj w nocy czeka cię nagroda...-szepnęła i ponownie mnie pocałowała.
-Ech, stary...-mruknął Em.-Omotała cię dziewczyna...Błagam...Ja nigdy bym sie tak nie dał...
-Naprawdę, kochanie...-spytała Rose i posłała mu uwodziedzicielski uśmiech.-Wiesz...Widziałam takie świetne buty...-szepnęła i spojrzała mu w oczy.-Jak ze mną pojedziesz na zakupy... To obiecuję, że dzisiaj będziesz mógł robic ze mną dokładnie wszystko...-złożyła na jego ustach pocałunek.
Emmett miał rozbiegany wzrok.
-Eeee...
Zasmiałem sie.
-Więc?-szepnęła, obejmując go.
-Dobra, zgoda!-krzyknął.-Ale dokładnie wszystko...
Kiwnęła głową na znak zgody i ponownie go pocałowała.
-No i kto tu daje się omotać?-spytałem ze śmiechem.-Ja nigdy bym się tak nie dał...-powiedziałem, naśladując jego głos.-Ja przynajmniej nie zgodziłem się na zakupy, tylko przyznałem jej, że nie jest mała.
-Cicho.Ja jej przynajmniej nie okłamałem, mówiąc jej to co chce usłyszeć.-mruknąłem.
-Tak, ty zgodziłeś się na wielogodzinne zakupy.-zasmiałem sie.-Kolejki, przymierzanie wszystkiego po koleii, minimum cztery godziny sterczenia w jednym sklepie... -zadrwiłem z niego.-Wiesz, myslę, że oferta Alice jest bardziej atrakcyjna.
Jęknął przeciągle.
-Ale widziałeś to jej spojrzenie? I jeszcze wszystko...Rozumiesz? Wszystko...-powiedział z przejęciem.
Usmiechnąłem się.
Jak ja to dobrze rozumiałem...
Nagle usłyszałem kroki, zmierzające w naszym kierunku.
Sekundę później ukazał mi się Edward.
Gdyby był człowiekiem, pewnie byłby czerwony z wściekłości.
-Kto to zrobił?-wysyczał.
Zaśmialiśmy sie wszyscy.
Carlise spojrzał porozumiewawczo na Esme.
Uśmiechnęli się do siebie.
-Ja.-usmiechneła sie Alice.
Spojrzał na nią ze wściekłością.
-Jak, śmiałaś wejść do mojego pokoju?!-warknął.
Natychmiast znalazł się obok niej i złapał ją mocno za ramię.
-Co ty wogóle robisz?!-warknął.-Wchodzisz do cudzego mieszkania i zabierasz mój pokój?! Czy naprawdę ty wogóle nie myslisz?!
Nie spodobało mi się to, że tak chamsko postępuje wobec Alice.
Warknąłem.
-Opanuj się.-syknąłem.
Spiorunował mnie wzrokiem.
-Boże, jaką ty jesteś wariatką!-krzyknął.
Odwrócił się do niej tyłem.
Spojrzałem na Małą.
Spuściła głowę, a jej oczy stały się suche.
Wezbrała się we mnie wściekłość.
Popchnąłem lekko Edwarda.
-Ej, przeproś ją!-warknąłem.
-Niby za co?! Za to, że zabrała mi pokój?! To raczej nie jest moja wina!-krzyknął.-A to, że jest debilką to akurat prawda!
-Edward!-krzyknęli jednocześnie Carlise i Esme.
Ten wzruszył tylko ramionami.
Nagle poczułem, że nad sobą nie panuję.
Moje nogi delikatnie ugięły się, a wszystkie mięśnie napięły.
Z mojego gardła wydobywał się dziki warkot...
I jeden skok...
Jeden skok na Edwarda...

Jazz183

P.S.Wiem, że notka słaba...Przepraszam. :(

Rozdział 15

Hej!
Tak wiem... Przepraszam... :(
Zaniedbałem bloga, maila i przede wszystkim wasze strony w sposób okrutny...:(
Nie mam was wcale gdzieś czy coś...
Jesteście dla mnie jednymi z najważniejszych osób i nie mógłbym was tak zostawic bez pożegnania i wyjaśnienia dalczego...
Jeszcze nie skończyłem...
WIem, że zawalam terminy itd, ale szkoła, zajęcia i ogólnie wszystko mnie wykańcza, a poza tymi rzeczami niestety mam nieodpartą potrzebę spotykania się ze znajomymi...
Przepraszam...
No, ale oczywiście postaram się być lepszy... :D
Co do konkursu mam do was ogromną prośbę...Jak macie imiona to prooooszę piszcie je pod notką konkursową oki?
 Werkota... Proszę, Twoje imiona są ekstra i boję się, że zapomnę o nich jak nie będą pod notką konkursową... :( Wiesz moja pamięc ma niestety sporo dziur... :( Byłbym Ci mega wdzięczny jakbyś przepisała je pod notkę "Konkurs" Błagam... :D

Bailey... Dzieki. :D Czy ja wiem? Wczuwam się... :P Co do wątku o pokoju Eda myslę, że nie będziesz zawiedziona... :P No, ale znowu za dużo gadam... Ja wiem, że zadam głupie pytanie, ale fason to jakaś naukowa nazwa z ciuchami? :P Mi to tam wszystko jedno, jak nie biała to zawsze może byc czarna lub innego koloru... Koszula to koszula, no nie? :D no, udało Ci się. :D Ale nie myśl, że ja tak wszystkim ulegać będę... :P Hmmm... Czekam na to opwiadanie z niecierpliwością, no normalnie jak na premierę jakiegoś filmu czy coś... :D Pojawi, pojawi... Tylko ciągle mi czasu brakuje na dokończenie... :( O terroryzowanie siostry jest naprawdę cudowne... Wierz mi... Chociaż im się to zazwyczaj nie podoba.... Hmmm... Ciekawe dlaczego? Co do maila... Jasne, że dostaniesz... Tyle, że zawsze jak otwieram już skrzynkę i juz jestem w połowie to mi coś przerywa... :( Przepraszam... Może dzisiaj uda mi się wreszcie wszystko wysłać... ;D Hehehhe... Dzięki. :D Pozdrawiam Cię i całuję... :*
Alice... Tobie przede wszystkim należą się przeprosiny... Zaniedbałem Twój blog na maksa za co jest mi naprawdę przykro... :( A i na maile nie odpisałem... Przepraszam... :( Dzisiaj spróbuję to zmienić, a właściwie to z blogiem to już teraz, zaraz... :D Co do talentu to naprawdę nie wiem, ale brak mi prede wszystkim systematyczności... :( Ale postaram się to zmienić. No, ale nie moja wina, że Ty masz talent i jesteś systematyczna... No, pozazdrościć... :D Tak... Czwartek to dobry dzień... jest przedewszystkim w miarę dużo czasu na napisanie itd. :D Przepraszam... Całuję Cię gorąco, pozdrawiam i przepraszam jeszcze raz... :*

Carly... Dziekuję. :D Tak wiem coś o tym niestety... No masakra te zakupy... :( Ale z deydkacją hmmm.... No sama zobaczysz... :P Pozdrawiam Cię gorąco, przepraszam, że zaniedbałem Twojego bloga i całuję. :*

Werkota... Dziękuję. :* Imiona suuuper, ale plisss możesz je przepisac do notki pdt. Konkurs? Byłbym ogromnie wdzięczny, bo inaczej to boję się, że mi uciekną... :( Przepraszam... Zaniedbałem Twój blog... Wiem... :( No jak byłem jeszcze w podstawówce to u mnie na zielonej szkole wszyscy się ze sobą na maksa pokłócili... No, z wyjątkiem chłopaków, ale moja klasa liczyła nas 6 więc naprawdę nie było łatwo o kłótnie... Dwie dziewczyny tak się pokłóciły, że jedna chciała z okna skakać, a druga nie wychodziła z pokoju... Oczywiście całą klase podzieliły... No masakra... Ale potem było juz lepiej (W listopadzie nastepnego roku szkolnego :/ ) No nic... Pozdrawiam i całuję. :*

Selena... dziękuję :D Przepraszam... Zaniedbałem Twojego bloga... Wiem... Przepraszam. :( Nadrobię to jeszcze dzisiaj... :D Oki? Czy ja wiem... Hmmm... wampirzo... Nie wiem czy istnieje, ale określenie zajebiste... :D No nic... Pozdrawiam i całuję gorąco. :*

Lolka... Dziekuję. :) Przepraszam... Zaniedbałem Twojego bloga, wiem... :( Czasu mi w kółko brakuje... :( Ty to piszesz wogóle the best i ja to się równać z Tobą nie moge... :D Wejdę jeszcze dzisiaj i nadrobię zaległości. :D

Elisa...Dziękuję... :D Uwielbiam jak ktoś nowy wchodzi na mojego bloga... :D Hmmm... Jeszcze troche jest... :P No a część siedzi w mojej głowie... :P Wszedłem na Twój blog i się zakochałem... Fajny... Hmmm... Nie... To za mało powiedziane... Zajebisty? Taaaaakkk... Już lepiej... Ale w gruncie rzeczy nie ma określenia, które, by oddało zajebistość Twojego bloga... :D Polecam go dzisiaj... Zaraz... I zaraz dodaję jeszcze komentarz u Cb, oczywiście, bo przeczytałem, ale czasu na komentarz mi zabrakło... :( Pozdrawiam Cię gorąco i całuję. :*

SoNieK... Fajnie, że nowa osoba... Tak jak mówiłem uwielbiam nowe osoby... :P Blog oczywiście odwiedziłem... Hmmm...No słów mi brak... Jeszcze dzisiaj polecam Twój... No, bo jak mógłbym nie. :p Takie zajebiste blogi tylko się powinno czytać. :D No i dzisisiaj dodaję jeszcze komentarz!! Bo czasu nie miałęm ostatnio. :D Pozdrawiam Cie gorąco i całuję. :*

Asai... Strasznie się cieszę, że jesteś... Brakowało mi Ciebie... :D dziekuję. :D No i dobrze, że juz lepiej. Spokojnie. Dla mnie oczywiście ważne jest to, że wchodzisz, czytasz i jak możesz to komentujesz, ale najważniejsze to to żeby Ci się podobało. Mam nadzieję, że szybko wszystko się ustatkuje w domu, bo mi brakuje Ciebie. Poza tym martwię się o Ciebie. :( Pozdrawiam Cię gorąco i całuję. :*

No i to tyle...
Polecam:
Jeden: http://midnight-elisa-twilight-zmierzch.bloog.pl/
Blog zajebisty itd. Ogólnie przeczytajcie koniecznie!!! Prowadzi go cudowna Elisa... Naprawdę warto. Zaraz będzie w moich polecanych o ile juz go tam nie ma, jako "zajebisty blog Elisy" No śmiało... Wchodźcie.. :D
Dwa: http://bialowlosa-wilczyca.blog.onet.pl/
Cudo!!! No po prostu, piękny... Prowadzi go super osoba SoNieK... Wejdźcie koniecznie... Waaarrto... Dodaję go do moich polecanych już dziś... :D zapraszam... jako... "tajemniczy blog SoNieKi"

No to tyle z ogłoszeń...
Dlaczego dodaję notkę dzisiaj?
Cóż... Może mi się nie udać dodać jutro, ale się postaram...
Po drugie... Wreszcie mam trochę czasu!!! :D
Chciałem wam życzyć, jeżeli już się nie spotkamy (chociaż pewnie tak), przed świętami... Wszystkiego dobrego... Rodzinnych świąt wielkanocy przepełnionych miłością, szczęściem i ciepłem rodzinnym... Mokrego dyngusa i ogólnie wszystkiego co chcecie...
A jeśli jest tu jakiś 6 klasista...
Jak poszedł test? Mam nadzieję, ze dobrze i trzymam kciuki... :D
To tyle...
Pozdrawiam was gorąco i całuję. :*
Jazz183

Rozdział 15

Rozdział dedykuję... hmmm... No już wiem! Dedykacja dla Carly... Powinienem Ci już wcześniej notkę zadedykować, ale w kółko zapominałem. Przepraszam. Nie wiem jak Ty to robisz, ale zawsze Twoje komentarze trafiają mi prosto w serce. Piszesz wspaniałego bloga i ogólnie jesteś cudowna. Dziękuję. :*

-Och, jasne...-zawachała się Mała.-Znowu zapomniałam się przedstawić. Ja, jestem Alice, a to-przeniosła wzrok na mnie.- mój towarzysz, Jasper. Przyszliśmy tutaj żeby z wami zamieszkać.-uśmiechnęła się pogodnie do Cullenów.
Usłyszałem głośne prychnięcie.
Przeniosłem wzrok na osobę, od której dobiegł dźwięk.
Rosaline...
No tak, mogłem się tego spodziewać...
Te emocje jakie od niej biły...
Frustracja...
I ta wyraźna niechęć do nas...
Zacisnąłem dłonie w pięści.
Wprost nienawidziłem osób, które nawet mnie nie znając uważały mnie za gorszego.
-Coś nie tak?-spytałem cicho, zmieniając głos tak aby przemawiały przez niego różne uczucia.
Spiorunowała mnie wzrokiem.
Miała minę pod tytułem: jak śmiałem się do niej odezwać?
Warknąłem cicho.
Jej spojrzenie stało się jeszcze bardziej ostre.
Siłą rzeczy zaśmiałem się.
Jaka ona była pusta...
Myślała, że jedno jej spojrzenie uczyni ze mnie słabszego...
Jakże się myliła...
Nie obchodziło mnie co o mnie myślała.
W wojsku miałem reputację zabójcy, mordercy...
Większość osób tak na mnie patrzyła bez przerwy...
-Co cię tak śmieszy?-wysyczała blondynka.
-Nic.-powiedziałem i wzruszyłem ramionami.-Zasmiać się już nie można?-spytałem.
Wampirzyca już wyraźnie otwierała usta, by coś powiedzieć, kiedy Carlise położył jej rękę na ramieniu.
-Rosaline. -zganił ją.-Trochę szacunku, to nasi goście. -powiedział spokojnym tonem.
Westchnęła przeciągle i przeniosła wzrok na ścianę.
-Przepraszamy, za to byc może chłodne przyjęcie.-powiedział Carlise.-Rosaline po prostu musi nabrać do was zaufania.-powiedział spokojnym tonem.
-Ależ nic się nie stało.-zaśmiała się Alice.-Rozumiemy to doskonale, prawda Jasper?-spytała mnie.
Cisnęło mi się już na usta stwierdzenie, że owszem, ale blondyna mogłaby się nauczyć trochę szacunku, ale na szczęście się powstrzymałem.
-Jasne.-mruknąłem.-Nie ma problemu, ja też nie zachowałem się jak należy.-spojrzałem na tę niezwykle piękną, blondwłosą, wampirzycę.-Przepraszam.-powiedziałem spokojnie do niej.
Spojrzała na mnie powoli.
Jej uczucia wyrażały zdziwienie...
Wyraźnie nie spodziewała się, że wyciągnę do niej pierwszy rękę na zgodę.
Dostrzegłem w niej też skruchę, która tym razem mnie zdziwiła...
Szybko zrozumiałem, że dziewczyna żałuje swojego postępowania.
-Jasne. Ja też przepraszam. Przesadziłam.-powiedziała spokojnie, patrząc mi w oczy.
-Nie ma sprawy. Każdego czasem ponoszą emocje.-stwierdziłem z uśmiechem.
Alice delikatnie ścisnęła moją dłoń.
Wyczułem od niej wyraźną wdzięczność...
-No, dobrze skoro to już ustaliliśmy,-zaczęła Esme.-to muszę przyznać, że jestem bardzo ciekawa skąd tyle o nas wiecie?
Spojrzałem na moją ukochaną.
Uśmiech na jej twarzy dalej nie znikał.  
Otworzyła już usta, by zacząć opowieść kiedy coś sobie uświadomiłem.
-Może zaczekamy na Edwarda i Emmetta?-zaproponowałem.-To długa historia i wymaga czasu na opowiedzenie jej w całości, a myślę, że lepiej, by było gdybyśmy nie musieli jej powtarzać.-powiedziałem, przerywając Chochlikowi.
Wszystkie spojrzenia natychmiast przeniosły się na mnie.
Znowu w centrum uwagi...
Jak ja tego szczerze nie znosiłem...
Rosaline z zamyśleniem pokiwała głową.
-On ma racje.-posłała mi delikatny uśmiech.-Trochę zaczekamy, ale  nam to nie zaszkodzi. W końcu mamy wieki życia.-mruknęła.
Wyraźnie czułem od niej chęć naprawienia złego wrażenia.
Starała się być milsza niż zwykle...
Usmiechnąłem się sam do siebie.
Na razie nieźle jej szło...
-W istocie to dobry pomysł.-szepnął Carlise i przyjrzał mi się badawczo.
Momentalnie poczułem jak cienki materiał golfu, zjeżdża mi z nadgarstka, ukazując kawałek mojej miecznobiałej, pokrytej siateczką bliz skóry. Natychmiast ledwo zauważalnie nasunąłem tkaninę z powrotem na miejsce.
Wstydziłem się teraz swojej przeszłości bardziej niż kiedykolwiek...
Mogłem powiedzieć wszystko Alice, ale nie im...
Tak bardzo zależało mi na dobrym wypadnięciu w ich oczach...
Gdybym tylko mógł zmienić przeszłość...
Wymazać te czasy wojen...
Sprawić, że blizny znikną...
Ile bym za to dał...
Jęknąłem cicho.
Alice pogłaskała mnie deilkatnie po policzku.
Posłałem jej najpiękniejszy usmiech, na jaki było mnie stać...
Co tam przeszłość...
Jeśli była ona to nic nie mogło być lepsze...
-Oh, zostało jeszcze sporo czasu.-mruknęła Mała.-To może...hmmm...Może my wybierzemy sobie pokoje przez ten czas? Co wy na to?-spytała z usmiechem.
Trójka wampirów spojrzała na siebie ze zdziwieniem.
Tak jak ja, kiedyś, nie mogli na razie pojąć tego stworzonka.
-Alice.-jęknąłem.-Oni jeszcze nawet nie wyrazili zdania czy możemy zostać, a ty już....-przerwała mi, składając na mych ustach lekki pocałunek.
Jej miękkie wargi...
Na chwilę zapomniałem o walkach, o tym, że aktualnie jesteśmy bacznie obserwowani przez trójkę wampirów, o wszystkich zmartwieniach...
Była tylko ona...
Alice...
Kiedy powróciłem do realnego świata, miałem mętlik w głowie.
Znowu mi namieszała...
Ach, ta Mała....
-O czym to ja mówiłem?-spytałem, próbując sobie usilnie przypomnieć wcześnieszą rozmowę.
Usłyszałem głośny śmiech czwórki wampirów.
No tak...
Nie wiele myśląc sam się uśmiechnąłem.
-Jak ty to robisz?-spytałem cicho Alice, patrząc jej w oczy.
-Czy ja wiem....-zamyśliła się.-Urok osobisty...-szepnęła.
Rozśmieszyło mnie to.
Złapała mnie za rękę i pociągnęła na górę, po jakiś bardzo ozdobnych schodach.
Na górze zamknęła na chwilę oczy i zmarszczyła oczy.
Sekundę póżniej zśmiechem na twarzy, podeszła do szerokich, białych drzwi i otworzyła je.
Niepewnie wszedłem za nią.
Pokój był tak jak i reszta domu, pomalowany na biało.
Meble ustawione były, równo pod ścianą,gdzie przeważały głownie półki z książkami i płytami.
Na podłodze leżała złota kapa, a ściany obite były w większości miejsc, jakimś srebrnym materiałem,  który o ile dobrze mi się wydawało miał służyć w celach akustycznych.
Co mnie zdziwiło, nie było łóżka.
Dookoła wisiało mnóstwo obrazów, zdjęć i jakiś innych graficznych szkiców.
Panował tu idealny porządek, z wyjątkiem białego biurka, które pozawalane było mnóstwem papierów, na których wyraźnie dostrzegłem nuty.
Wynikało z tego jednoznacznie, że właściciel pomieszczenia umie grać na jakimś instrumencie, dużo czyta i lubi słuchać muzyki.
Alice jednak wcale nie spoglądała na meble i inne takie szczegóły, na jakie ja zwróciłem uwagę.
Skupiona była wyraźnie na oknie, które ja niechcący pominąłęm wzrokiem.
Szczerze powiedziawszy zacząłem się teraz zastanawiać jakim cudem mi się to udało, gdyż okno było ogromnych rozmiarów i miało cudowny widok.
Jednak z opóźnieniem zdałem sobie sprawę dlaczego.
Pomieszczenie było wyraźnie urządzone tak, by odwracać wzrok od okna i skupiać go na meblach.
-No i jak?-spytała Alice, odwracając wzrok na mnie.
-Hmm... Cóż pokój jest, nie powiem piękny, ale jest zajęty.-powiedziałem spokojnie.-Jest dużo innych pomieszczeń, napewno, któreś będzie nam odpowiadało.
Usta Chochlika wygięły się w podkówkę.
-Och, wiem, że jest zajęte, ale ja już wybrałam właśnie ten pokój.-szepnęłą.-No chyba, że ci się nie podoba.-mruknęła uwodzicielsko.
Zaśmiałem się.
-A co ja mam do twojego pokoju?-spytałem spokojnie.
Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
-Znaczy, że chcesz mieć osobny?-spytała.
Natychmiast uświadomiłem sobie swoją pomyłkę.
Wspólny pokój...
Hmmmm....
I noc w noc bylibyśmy razem z Alice...
Uśmiechnąłem się.
-Nie wiedziałem, że zyskałem taki przywilej.-powiedziałem i delikatnie pogłaskałem ją po szyjii.
-No, wiesz... Zawsze możesz go odrzucić.-szepnęła słodko i delikatnie mnie pocałowała.
-Hmmm....-mruknąłem, patrząc w jej piękne, złote oczy.-Myślę, że ten przywilej mi się bardzo podoba i raczej go nie odrzucę.-szepnąłem jej do ucha.
Nagle usłyszałem ciche kroki zmierzające w naszym kierunku.
Natychmiast odsunąłem się od Alice i tylko delikatnie ująłem jej dłoń.
W drzwiach ukazała się śliczna głowa Rosaline.
-Mogę wejść?-spytała z uśmiechem.
-Jasne.-zaśmiała się Alice.
Kiwnąłem głową na znak zgody.
Dziewczyna szybko weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi.
-Nie przeszkadzam?-spytała cicho.
-Skądże.-Alice była cała w skowronkach.
-Widzę, że znaleźliście już pokój...-powiedziała rozglądając się dookoła.
-Niezupełnie.-mruknąłęm.-Dalej trwa między nami konflikt na temat tego czy możemy zająć to pomieszczenie. W końcu o ile dobrze widzę już tu ktoś mieszka.-jęknąłem.
Rose zaśmiała się wesoło.
-W istocie. To pokój Edwarda.-szepnęła i na chwilę się zamyśliła.
O dziwo w jej uczuciach pojawiła się złość i coś na kształt mściwości.
Zmrużyłem oczy.
Czy wszystkie kobiety musiały mieć tak niezrozumiałe uczucia?
Westchnąłem.
-Ale wiecie co? Myślę, że raz w życiu trzeba trochę dopiec mojemu kochanemu braciszkowi.-zaśmiała się.-Wszystkie rzeczy, które wam się nie podobają przerzućmy do garażu, a te, których brakuje np. łóżko czy porządna szafa, weźmiemy z sąsiednich pokoi, które są wolne.
-No, nie wiem...-zawachałem się.-Ja nie byłbym taki super szczęśliwy gdyby ktoś obcy wlazł mi do pokoju, wywalił wszystkie rzeczy i w nim zamieszkał.-mruknąłem.-Ale w sumie...Czemu nie?-zaśmiałem się.
-No i o to chodzi.-powiedziała Rosaline i przeniosła wzrok na Alice.-No a ty?-spytała.
Al uśmiechnęła się szeroko, od ucha, do ucha.
-Jestem za.W końcu pierwsza sobie zaklepałam ten pokój.
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Rosaline na początku wydawała mi się być oziębłą, pustą, pozbawioną uczuć, wampirzycą, ale teraz musiałem przyznać, że się myliłem.
Była całkiem miła i czułem, że z miejsca moge ją polubić.
No, nie mówiąc już o Alice, która jak już zauważyłem, poczuła do blondynki coś na kształt przyjaźnii.
-No, to ja pójdę czegoś poszukać w innych, wolnych pokojach, a wy tak wstępnie możecie zacząć myśleć jak to wszystko przenieść i tak dalej, okey?-spytała moja ukochana.
-Jasne.-zaśmiała się dziewczyna.
Alice wyszła.
Zapadła cisza...
-To wspaniałę co jest między wami.-usłyszałem szept Rose.
-Dzięki, a ty nie chodzisz z Emmettem?-spytałem zdziwiony, że wyskoczyła z takim stwierdzeniem.
Spojrzała na mnie lekko zdziwiona.
-Skąd wy tyle o nas wiecie?-spytała.
Usmiechnąłem się.
-Niedługo się dowiesz, ale na razie nie ma co opowiadać.-mruknąłem.
-Niech ci będzie.-powiedziała, patrząc na mnie podejrzliwie.-Tak, chodzę z Emmettem.-szepnęła.-Ale wy... Nie wiem jak to powiedzieć... ona jest taka żywiołowa i wogóle, a ty taki opanowany i spokojny.-mruknęła-Jakby...
-...Przeciwieństwa.-dokończyłem spokojnie.
-Tak. Skąd wiedziałeś?-spytała.
-Często sam tak o nas myślę. Ale podobno przeciwieństwa się przyciągają.-szepnąłem.
-Hmmm... Nigdy nie słyszałam takiego stwierdzenia, ale muszę przyznać, że mi się podoba.-powiedziała wesoło.
-Kiedyś mój przyjaciel mi to powiedział.
Uśmiechnęła się do mnie delikatnie.
-Cóż... Mówił mądre słowa.-szepnęła.
-A Emmett i ty...-zacząłęm.
-Emmett i ja się dopełniamy. Jesteśmy w większości rzeczach tacy sami, albo przynajmniej bardzo podobni. Mamy takie same zdanie we wszystkim. Jesteśmy jednomyślni.-szepnęła z rozmarzeniem.
Zaśmiałem się.
-No, cóż... My z Alice jesteśmy zupełnie inni, ale moim zdaniem to akurat dobrze.-mruknąłem.
-Dlaczego?-spytała zaciekawiona.
-Wiesz, raczej wątpię bm wytrzymał z drugą taką osobą jak ja, bo już samemu mi czasami ze sobą wytrzymać.
Nagle poczułem mocne uderzenie w głowę.
-Au! A to za co?-spytałem zdenerwowany.
-Za twoje głupie stwierdzenie. Nie znam cię za dobrze, ale wydajesz się być naprawdę super facetem, a ty walisz jakimiś tekstami jakbyś miał kompleksy jak stąd do księżyca.-przewróciła oczami.
O dziwo Rosaline nie była taka zła...
Owszem, może trochę wkurzająca, ale znośna...
Nawet mógłbym powiedzieć, że...hmmm...miła...
Polubiłem ją.
Była jak siostra, której nigdy nie miałem. Wkurzająca i zawsze gotowa do wyzwisk, ale siostra...Osoba, której mimo wszystko zawsze mogłem zaufać i wiedziałem, że w trudnej sytuacji mimo, że zwykle była złośliwa, stanie za mną murem... Siostra... Hmm... Nigdy tak o nikim nie myślałem...
No cóż...
Przyjrzałem się jej uważniej.
Była nawet trochę podobna do mnie.
Blondynka, wysoka, no i oczywiście wampirzyca...
Zupełnie jak siostra...
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Miło było, tak raz w życiu o kimś pomyśleć...
-Wiesz, Jasper... Wiem, że to trochę dziwne... Ale jakimś cudem zachowujesz się jak mój brat, którego nigdy nie miałam.-zaśmiała się.
-Czytasz w myślach?-spytałem.
-Na szczęście jeszcze nie.-powiedziała radośnie.
-Hmmm... A już myślałem.-zadrwiłem z niej.
Posłała mi promienny uśmiech.
-Fajnie, że z nami zamieszkacie.-powiedziała.-Zawsze brakowało mi siostry, a Edward jako brat naprawdę nie jest kimś wyjątkowym.
Rozśmieszyła mnie jej wypowiedź...
Widać było, jak na dłoni, że nie pałała specjalnym uwielbieniem do Edwarda.
Zastanowiło mnie dlaczego...
Może coś jej zrobił?
-Jeszcze nic nie wiadomo. W końcu Emmett i Edward nie muszą być do nas pozytywnie nastawieni, poza tym nie wiem czy wogóle zgodzicie się żebyśmy z wami zamieszkali.-stwierdziłem spokojnie.
-Oh, o nich to się nie martw. Emmett jest bardzo pozytywnie nastawiony do świata i do ludzi. Napewno was polubi, a Edward też nie jest w gruncie rzeczy taki zły. Poza tym nie wiem jak oni, ale ja was polubiłam i nie ma mowy żebyście z nami nie zamieszkali. Ja jestem za.
Jej uczucia...
Hmmm...
Wyraźnie widziałem, ze jej charakter wcale nie jest tak radosny jak np. Alice.
Wyczuwałem wyraźnie, że kryje w sobie jakiś żal i ból...
Czułem, że ktoś ją kiedyś skrzywdził...
Poza tym ten ognisty temperament...
Wiedziałem, że teraz jest spokojna i rozbawiona sytuacją, ale jeden błędny ruch i wybuchnie gniewem...
Usłyszałęm kroki...
Natychmiast poczułem słodką woń mojej ukochanej...
-No i?-spytałem, natychmiast odwracając się w kierunku Małej.
-Znalazłam pare fajnych rzeczy... Ale nie dam rady ich sama przenieść.Pomożecie mi?-spojrzała na mnie i Rose pytającym wzrokiem.
-Mnie to się nawet pytać nie musisz.-szepnąłem do niej cicho.
-A ja oczywiście, że wam pomogę.-usmiechnęła blondynka.
-No to super. Rosaline...Mam pomysł jak przenieść rzeczy na dół. To okno jest duże... Jedno z nas stanie na dole i będzie łapało meble i zanosiło je do garażu, podczas gdy dwójka będzie je wypychać przez okno... Co ty na to?-spytała wesoło.
-Hmm... Niezły plan. Ja stanę na dole, ok?-spytała i zanim zdążyliśmy coś powiedzieć, otworzyła okno i przez nie wyskoczyła.
Zaśmiałem się i spojrzałeem wyczekująco na Al.
-Ty wiesz, że ja nie mam takiej weny artystycznej jak ty.-powiedziałem do niej.
Posłała mi czarujący uśmiech.
-Dlatego ja już wszystko mam obmyślone.-stwierdziła wesoło i pokazała mi palcem na regał z książkami.
-Mam go wyrzucić?-spytałem, lekko zdziwiony.
-Tak. Widziałam ładniejszy i bardziej pasujący.-odpowiedziała szybko.
Z westchnieniem wziąłem mebel i z nie lada problemem upuściłem go z okna.
Rose miała na szczęście dobry refleks i nim wyrzucony obiekt dotknął ziemi, był już w jej rękach.
Sekundę później postać blondynki zniknęła, by pojawić się już bez regału.
Sytuacja ta powtórzyła się jeszcze wiele razy i za każdym razem na szczęście nic nie ucierpiało.
Po wyrzuceniu wszystkiego co wskazała Alice, Rosaline weszła z powrotem do pokoju i już w trójkę zaczęliśmy przynosić rzeczy wcześniej wybrane przez Chochlika.
*
Z westchnieniem usiadłem na łóżku.
Pokój zmienił się nie do poznania.
Białe łóżko, szafa, inny regał, inne biurko, zdjęty materiał ze ścian...
To i wiele innych rzeczy zrobiliśmy razem z Rose.
Niemniej...
Hmm...
Efekt był nie najgorszy, a nawet musiałem przyznać, że pokój mi się naprawdę podobał.
-Jesteś pewna, że to już wszystko?-spytałem Małą.
Kiwnęła głową na znak potwierdzenia.
-Wiesz...Można, by zmienić jeszcze to i owo...
-Nie!-zaprotestowaliśmy głośno, razem z Rosaline.
-Jest dobrze.-szepnęła moja nowa siostra.-Naprawdę.
-Tak, ona ma rację.-potwierdziłęm szybko.
Nie wyobrażałem sobie siebie, jeszcze raz przestawiającego te meble...
Alice zaśmiała się radośnie.
-No, wiem...Ale was łatwo nastraszyć.-posłała nam łobuzerski uśmiech.
-Ach, ty mała...-warknąłem i przerzuciłem ją sobie przez ramię.
Chochlik, nie mogąc nic powiedzieć ze smiechu, zaczął energicznie się wyrywać...
-Tak, dalej! Nie puszczaj jej!-usłyszałem głośne kibicowanie Rosaline.
*
Po parunastu minutach zeszliśmy do salonu, by poczekać na resztę Cullenów.
Rozsiedliśmy się w trójkę na kanapie i zaczęliśmy śmiać się i wygłupiać ze wszystkiego.
Nigdy czegoś takiego nie przeżyłem...
Zawsze marzyłem o takiej sytuacji, ale minęło tyle lat...
Tyle lat odkąd straciłem rodzinę...
A nawet wtedy jej naprawdę nie miałem...
Mój ojciec...Nigdy nie miał dla mnie czasu,bo pracował i zarządzał swoim majątkiem, a matka...Miała zawsze coś lepszego do roboty niż opieka nade mną...
Nie, że mnie nie kochała...
Wiedziałem, że czuła do mnie miłość i ja do niej też, ale ona nie potrafiła się mną zająć...
I uciekała przede mną, bojąc się normalnej rozmowy...
Teraz...
Pierwszy raz od dawna, czułem szczęście...
 I Carlise z Esme, którzy się do nas dołączyli...
Mądre rady Carlisa i ciepłe, przepełnione miłością, spojrzenie Esme...
I te emocje...
Nie było tu strachu, napięcia....
Tylko miłość i szczęście...
Nie wiedziałem, że wampiry są do tego zdolne...
Nagle z zamyślenia wyrwały mnie dwa obce zapachy, zmierzające w kierunku domu Cullenów...
Jeden z nich znałem,bo cały mój i Alice pokój był nim przesycony...
Edward...
Drugi był mi nie znany, ale wyczuwałem go obok Rosaline, w czasie naszej rozmowy...
Pachniały nim jej włosy i ubranie...
Emmett...
A przynajmniej tak mi się wydawało, ze to oni....
Spojrzałem na Alice...
Usmiechnęła się do mnie zachęcająco...
-Będzie dobrze.-szepnęła, wtulając się we mnie mocniej.
Do mojego serca napłynęła nadzieja...
Skoro ona tak mówiła...
Kroki przybliżały się do nas z każdą chwilą...
Po chwili usłyszałem miękki baryton:
-Czekaj!
-Co jest?-rozległ się drugi, basowy głos.
-Ktos obcy tam jest.
-Obcy?
-Tak...Dziewczyna i chłopak...Oni na nas czekają...
-Czekają? Chcą nas zabić?!-głos podskoczył o oktawę.
-Nie...Nie mają wrogich zamiarów...Przynajmniej tak mi się wydaje.
-Tak ci się wydaje?
-Wejdźmy.
-A jak nas zabiją?
-Emmett... Przecież i tak jesteś najsilniejszy. Nie dadzą nam rady.-powiedział baryton, który musiał należeć do Edwarda.
-No niby racja...-mruknął Emmett
-I tak słyszą naszą rozmowę. 
-Okey... Wejdźmy.
Drzwi lekko skrzypnęły i wyraźnie usłyszałem szelest.
Sekundę później zobaczyłem dwie postacie...
Edward patrzył na nas podejrzliwie, a Emmett napiął się cały i patrzył na nas jakbyśmy byli jego ofiarami.
Nienawidziłem się czuć jak ktoś bezbronny...
Odruchowo napiąłem mięśnie.
-Jazz...-usłyszałem cichy głos Alice.
Szybko przeniosłem na nią wzrok.
Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę z tego, że każdy mięsień mojego ciała, napiął się do granic swoich możliwości, a moje ręce zacisnęły się w pięści.
-Wybacz.-mruknąłem i natychmiast się rozluźniłem.
Alice posłała mi cudny uśmiech.
-Edward, Emmett... To jest Alice, a to Jasper.-powiedział Carlise pokazując na nas.
Oboje skinęli głowami na powitanie.
-Ta dwójka chce z nami zamieszkać.-szepnęła Rosaline i bacznie spojrzała na Emmetta.
Wyraźnie wyczułem między nimi tę miłość...
Tak niezwykłe uczucie...
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Odkąd poznałem Alice, zacząłem doceniać miłość...
Nie wiedzieć czemu poczułem się nagle obserwowany...
Miałem wrażenie, że każda moja myśl jest w stu procentach widoczna dla innych.
Nagle przypomniałem sobie słowa Alice:
Edward umie czytać w myślach...
Warknąłem i przeniosłem wzrok na rudego.
-Nie jestem rudy, tylko kasztanowy.-usłyszałem nagle.
-Wyjdź z mojej głowy.-syknąłem.
ten spojrzał na mnie ze skruchą.
-Wybacz. Byłem ciekawy jacy jesteście i może trochę się zagalopowałem. Jednak nie spodziewałem się, że wyczujesz, że ci siedzę w głowie...-powiedział Edward.
Wzruszyłem ramionami.
-Nie szkodzi, ale proszę... Czy mógłbyś z niej już wyjść?-spytałem, błagalnym tonem.
Ten uśmiechnął się do mnie i natychmiast poczułem jak obca świadomość ze mnie znika...
-Edward. Nie napastuj naszych gości.-zganiła rudego Esme.
-Wybaczcie.-powiedział z usmiechem pan czytający w myślach.
-Jak widzę znacie już talent Edwarda.-spojrzał na syna Carlise.-Wybaczcie mu. Nie często mamy gości, a jeżeli już nawet to zazwyczaj są już nam dobrze znani i nie musimy się nic o nich dowiadywać.-zaśmiał się blondyn.
-Ależ nie ma problemu. Cieszę się niezmiernie, że mogłam wreszcie na zywo zobaczyć jak działa twój dar, Edwardzie. Strasznie się cieszę, że was wreszcie w całości poznałam, Jasper też, ale on nie powie wam tego wprost.-Alice trajkotała jak katarynka.-Prawda Jazz?-spytała.
-Mhm.-mruknąłem spokojnie.
-My też się cieszymy, ze was poznaliśmy nie mniej dalej nie rozumiemy skąd tyle o nas wiecie.-powiedział Carlise. -Może opowiecie nam cos o sobie?
Alice kiwnęła głową na znak zgody i spojrzała na mnie z mina zdradzającą zaniepokojenie.
Posłałem jej delikatny usmiech.
-A więc panie przodem.-powiedziałem spokojnie.-Zresztą twoja historia jest bardzo krótka.-mruknąłem, patrząc na nią.-A moja będzie się ciągnąć godzinami i i tak pewnie będę musiał wiele rzeczy tłumaczyc.
-Tak.-pokiwała głową Alice.-Więc...Obudziłam się na polanie. Nikogo obok mnie nie było, pamiętałam tylko imię Alice i to właściwie tyle...-zasmiała się.
-Nic więcej nie pamiętasz?-spytała zdziwiona Rosaline.
Pokiwała przecząco głową.
-Dalej to myślę, że wam już Jasper opowie.-uśmiechnęła się lekko.
Wszyscy przenieśli na mnie wzrok.
Wiedziałem, że zaraz muszę opowiedzieć to czego się bałem...
Swoja przeszłość...
Ich reakcja mogł być rózna. Mogli się na mnie rzucić, odsunąć z obrzydzeniem, a nawet zabić...
Westchnąłem i wstałem.
-Moja historia nie jest wesoła i niestety w przeciwieństwie do Alice pamiętam każdy szczegół zarówno ze swojego ludzkiego życia jak i wampirzego.Po tym co wam opowiem możecie się nawet mnie zabić, a ja nie będę wam tego uniemożliwiał.-szepnąłęm.
Natychmiast poczułem dłoń Alice i jej miękkie usta na moich.
-Nie mów tak...-szepnęła.-Bo chodź wiem jaka jest twoja przeszłość to nigdy bym cię nie zabiła.I proszę...nie mów tak.-pogłaskała mnie po policzku.
Usmiechnąłem się do niej lekko.
-Nagle poczułem czyjąś silną dłoń na moim ramieniu.
Odwróciłem się.
Emmett..
-Ej, stary. Nie ma mowy żebyśmy cię zabili. Nie wiesz my jesteśmy z tych dobrych. Wiesz...Wampiry super bohaterzy i te sprawy.-wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu, a następnie usiadł na kanapie.
Zacisnąłem dłonie w pięści...
Sięgnąłem delikatnie po brzeg golfu i jednym ruchem zciągnąłem go z siebie...
Wszystkie blizny...
To wszystko...
Moja skóra została oświetlona żarówkami z sufitu...
I nagle...
Głośne wciągnięcie powietrza przez wszystkich Cullenów...
I strach...
Strach i gniew...
Zasługiwałem na to...
W końcu byłem potworem... 
  

Jazz183

Rozdział 14

Hej!
Witam was w ten cudowny dzień, zwany czwartkiem...
Dlaczego cudowny?
No, przyznajcie...
Kto nie lubi weekendów, a piątek już jutro, no nie? :P
Tak, dzisiaj będę robił z siebie jeszcze większego debila... :P
Optymizm...
Cudne słowo, a od dzisiaj staję się z realisty, optymistą....
Dziekuję wam za wszystkie, jakże wspaniałe komentarze (kocham was za to :D).
Mam do was jedno pytanie, zanim przejdę do dalszej treści:
Znacie jakieś fajne imiona damskie?
Jest mi to niezwykle potrzebne do bloga, co zresztą zobaczycie później. :P
Jedyne co na razie powiem to, to że macie dużo czasu i postać pojawi się dopiero gdzieś koło notki 30.
Więcej informacji (czyli co i jak, termin, nagrody itd) znajdziecie w notce pdt. "Konkurs", która powinna być w folderze konkursy. No to tyle... :D
Bailey... Jako, że byłaś pierwsza, Ciebie pierwszą wymienię. :P Dzieki. ^^ Biała koszula jest na podstawie moich własnych doświadczeń. Nie ogarniam dalej co jest nie tak z ich zakładaniem... moje siostry w kółko się o to wkurzają. Dzisiaj bylismy z kumplami kręcić film na festiwal filmowy i poszedłem w białej. Była scena nawalanki i miałem się z nimi pobić. Hmm... Koszula wygląda... interesująco, ale to tylko ubranie... Jezu! Wrzuci sie do pralki, albo kupi nowe... Co za problem? A te zaraz we wrzask... Razem z moja matką na spółkę... :( No masakra... No namieszałaś mi... :D Ja tu się staram nie dodawać wkółko nowych polecanych, a Ty mi z takim numerem... Blog zajebisty. Czytałem Twoją notkę, zajebista... :P Ja chcę to Twoje opowiadani, a komentarz juz za chwilę.... :P Hmm... Może masz dar? :P Co do notki o zakupach... Wybacz... nie dałem rady na razie. Jest w moich szkicach, jak będzie gotowa to Cię powiadomię. :P No jeżeli teroryzowanie jego siostry można uznąc za rozrywkę... Tak... Weekend był zajebisty! :P Pozdrawiam Cie gorąco, całuję i życzę weny.
Alice...Dziękuję.:* Chociaż naprawdę mnie przeceniasz. ^^ Zaleta, masz rację. :D Fajnie, że dodałaś nowy rozdział, no bo był mega. :P Ale szkoda, że dzisiaj pewnie nie dodasz, ale nadzeję dalej niestety mam... :( heheh...Współczuję sprawdzianów. Ja tak niestety też mam.    :( Ty mnie nigdy nie zanudzasz!!! Dlaczego? Cóż... Trzeba być zdolnym aktorem i zrobić sobie 39 stopni gorączki. Jak? Wcale nie mocząc termometr w herbacie. Mam na to swój własny sposób. :D No nie wiem... Wtedy bym nie pisał notek przez pewien czas... Dzięki, a ja odchodziłbym jakby Tobie się coś stało. :( Więc nic sobie nie rób! Zrozumiano? ^^ No nic...Pozdrawiam Cię, całuję i czekam NN! :*
Werkota...Dziękuję!!! :* Pierwsze co muszę dodać to strasznie się cieszę, że niedługo dodasz juz nową notę, bo stęskniłem się za nimi... Poinformuj mnie koniecznie, ok? Dziękuję z góry!!! :D Dzieki, ale naprawdę jesteś dla mnie za dobra... :P O tak... Po prostu makijaż mnie denerwuje... Bo jest załużmy ładna dziewczyna, a ta nakłada na siebie kilo tapety i nie widać już jak śliczną ma tą twarz. :( No, ale taki lekki... Błyszczyk czy jak Ty tam mówisz maskara... To super, mam wrażenie wtedy, że dziewczyna stara się dodać sobie jeszcze więcej urody. :D Skąd ja to znam? U mnie są takie same dwie dziewczyny... Obie są naprawdę zajebiste. Można się z nimi pośmiac itd. Nie jak takie niektóre co tylko od razu podrywają, nawet nie znając... :D Nie zanudzasz mnie, spoko. :D Czekam z niecierpliwością na NN. Pozdrawiam moją ukochaną blogerkę i super czytelniczkę. Prszesyłam gorące buziaki. :*
Carly...Dziekuję Ci z całego serca. :D Cieszę się niezmiernie... ^^ Staram się pisać jak najlepiej, ale nie zawsze mi wychodzi... :( No cóż... Hahahah... Białą koszula... Powiem Ci tyle, sam tego nie wiedziałem dopóki siostry i moje znajome na mnie nie nawrzeszczały, że to się brudzi itd. No cóż... :D Dziękuję. ^^ Przeczytałem wszystkie Twoje notki... i stwierdzam jedno...CUDO!!! No po prostu wspaniały blog, ale dodaj coś dalej szybko, oki? Plissss... No i oczywiście jakbyś była tak dobra to bys mnie informowała... Będziesz? :P Z góry ogromnie Ci dziekuję...Jak możesz mówić, że mi się znudzi... Jest zajebiste... Chociaż osobiście nie rozumiem co to jest za bardzo top... :P No, ale.... I tak super! Polecę go zaraz... ^^ Pozdrawiam Cię gorąco, całuję, czekam NN. :*
Lolka... Muszę powiedzieć jedno... Twój blog... Wow! Nie wiem jak to zrobiłaś, ale jest cudowny... :D Mam szczerze powiedziawszy, że szybko dodasz NN, bo nie mogę się już doczekać. :* Dziękuję. ^^ No ja wiem, wszyscy się dziwią, ale cóż... :D Może ktoś lubi, ale wiesz zwykle tego się nie mówi... U mnie w klasie tylko ze dwie osoby maja o tym pojęcie. Dlaczego? Cóz tak jakos wyszło... :P A Alice i Jasper zawsze do mnie najbardziej przemawiali i najbardziej zżyłem się z nimi czytając blog, który był wprost cudowny, ale niestety został już zamknięty... :( Dziękuję. ^^ Ja Ciebie równiez pozdrawiam gorąco i całuję. I liczę, że szybko cos dodasz i mnie poinformujesz, no nie? :D
Selena... Dziekuję, ale ja nie piszę cudownie... Co ty! To TY piszesz cudownie, albo i przecudownie! Smutno mi, że na razie nie piszesz, ale wracaj szybko... Proszę... Bardzo się wciągnąłem i nie możesz mnie teraz tak zostawić... Ok? Obiecaj, że coś szybko dodasz... No, ale rozumiem... Nauka... Ech.. :( Straszna rzecz... :(  Pozdrawiam Cię gorąco i mocno całuję. :*
Hmmm....
To tyle.
A nie!!!
Przepraszam!!!
Chciałem wam gorąco polecic dwa blogi:
Jeden: http://i-believe-i-can-love.blog.onet.pl/
Dwa: http://julia-holden-historia-zycia.blog.onet.pl/
Drugi jest autorstwa cudownej i kochanej Carly... :* Polecam z całego serca... Naprawdę wciąga... I nie zraźcie się jej tekstami, że wam się nie spodoba itd. bo po prostu cudo!
Pozdrawiam was gorąco, dziękuję za komentarze, całuję i ogólnie... :P
Jazz183

Rozdział 14

Rozdział dedykuję wspaniałej nowej osobie na moim blogu, która sama prowadzi tak cudnego bloga, że po prostu...no nie wiem nawet jak to określić... Spróbujcie sami/e!! Dziewczyna ma ogromny talent i dodała mi świetny komentarz... O kim mowa? Oczywiście o Lolce. Jej blog jest również w moich polecanych. Jeśli to czytasz to bardzo Ci dziękuję za wszystko. :D

Z niecierpliwością spojrzałem na szybę jakiegoś sklepu, wypełnionego po brzegi kolorowymi ubraniami.  
Moja ukochana dalej była niestety pochłonięta rozmową z jakąś niską blondynką, której koszyk wypełniony był tylko troche mniej niz jej.
Westchnąłem sam do siebie...
Alice oczywiście zaparła się żebyśmy jeszcze przed spotkaniem z Cullenami poszli na zakupy...
Dlaczego?
Jak ona to ujęła?
A tak... Ponieważ możemy nie miec w co się ubrać.
Nie rozumiałem tego...
Plecak z ubraniami był jeszcze wypełniony po brzegi...
Po co jej były nowe ciuchy skoro mieliśmy ich jeszcze mnóstwo?
 No nic...
Cała ona...
A najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafiłem jej odmówić...
Kiedy tylko juz otwierałem usta, by cos powiedzieć ona robiła tą swoją proszącą minę...
A jej oczy...
Nagle widziałem w nich ogromny smutek...
Zacisnąłem dłonie w pięści.
Znowu mnie omotała...
Jak ona to robiła?
Spojrzałem na niebo...
Chmury przesuwały się leniwie po błękicie, skutecznie zasłaniając słońce...
I bardzo dobrze...
Jeden zbłądzony promień i sekret zostałby wydany...
Z niecierpliwością znowu przeniosłem wzrok na tę szybę...
Z każdą sekundą byłem coraz bliższy wejścia tam i wyciągnięcia Małej siłą...
Był tylko jeden problem...
Jeśli tam wejdę zostanę pewnie zmuszony do przymierzania tych wszystkich dziwnych części garderoby...
Jęknąłem...
Dobra, poświęcenie...
Niepewnie przesunąłem się w stronę wejścia i długo odwlekając nacisnąłem klamkę od drzwi...
Skrzypnięcie drzwi sprawiło, że wzrok wszystkich klientek i pracownic skierował się na mnie.
Natychmiast poczułem od nich zauroczenie...
Ignorując usmiech cisnący mi się na usta i powstrzymując pragnienie, które z każdą chwilą wzrastało, podszedłem do Alice.
-Oh, Jasper.-zaśmiała się, rzucając mi sie na szyję.
Przewróciłem oczami.
Dobrze wiedziałem co robiła...
Jak bardzo chciała wszystkim pokazać do kogo należy moje serce...
Postanowiłem jej to ułatwić i złożyłem na jej pełnych wargach, gorący pocałunek...
W końcu nikogo tak nie kochałem jak jej i te wszystkie kobiety mogły sobie tylko robić na mnie nadzieje.
Chochlik szybko się ode mnie oderwał i trzymając mnie za rękę, pokazał ręką w stronę swojej rozmówczyni.
-Jasper, poznaj Mary.-powiedziała do mnie radośnie.-Mery, to jest mój chłopak, Jasper.-mruknęła, wyraźnie podkreślając słowo chłopak.
Usmiechnąłem się sam do siebie...
Śmieszyły mnie jej próby pokazania, że nie jestem chętny do flirtów.
-Bardzo miło mi poznać.-powiedziałem, ujmując jej dłoń.
Kobietą prawie natychmiast wstrząsnął dreszcz, kiedy dotknęła mojej zimnej dłoni.
Szybko puściłem jej rękę, nie chcąc czuć tętna, które przy dotyku jej skóry było jeszcze mocniej wyczuwalne...
Dobrze widziałem, że wystarczyła jedna pomyłka...
Jeden błąd...i zamienię się w bestię...
Jeden wdech...
Zmusiłem się do uśmiechu...
I w tym momencie popełniłem błąd...
Niezwykle kusząca woń zaatakowała mój czuły węch...
Zachłysnąłem się zapachem...
Moje pragnienie, utrzymywane jak dotąd w ryzach zaczęło powoli odpuszczać...
Zacisnąłem dłonie w pięści...
Co robić?
Zaraz miałem ich wszystkich zabić...
Spojrzałem na Małą...
Znowu się zagadała...
Kompletnie nie zwracała uwagi na to, że zaraz stracę kontrolę...
Że zaraz popełnie morderstwo z zimna krwią...
Ścisnąłem mocniej jej dłoń...
Nic...
Uścisnęła ją też mocniej, ale nie zauważyła kompletnie co się ze mną dzieje...
Zapach dalej szumiał mi po głowie, atakując wszystkie moje zmysły...
Nie mogłem się go pozbyć...
Nie wytrzymam...
Musiałem zwrócić na siebie jej uwagę...
-Możemy juz iść.-wysyczałem, ledwo się opanowując.
-Jasper, jeszcze chwilę... I tak ci nie każę tego wybierać czy coś.-powiedziała kompletnie nie zdając sobie sprawy z tego co odczuwam.
-Alice...
-Oj, cicho...-mruknęła  lekko zdenerwowana.
-Alice...-jęknąłem, łapiąc ją za ramię.
-Co chcesz?-spytała, wkurzona i wtedy nasze spojrzenia się spotkały...
Natychmiast dostrzegła w moich oczach to szaleńcze pragnienie, jakie szalało po moim ciele...
-Mary, wybacz mi, ale musimy już iść.-powiedziała szybko moja towarzyszka.
-Co? Tak szybko?-spytała wyraźnie zniechęcona.
-Oh, naprawdę chciałabym zostać, ale śpieszy nam się niezmiernie.-powiedziała posyłając jej jeden z cudowniejszych uśmiechów.
Jęknąłem.
Mała dłoń mocniej ścisneła moją...
-Wytrzymaj...-usłyszałem szept, który na pewno nie doszedłby do uszu człowieka.
-No, ale nie możecie jeszcze chwilę zostać?-spytała Mary.
-Nie, wybacz mi...-głos Alice zmienił się na przepraszający.-Ale wiesz co...Poczekaj chwilę...-szepneła.
Wyciągnęła z kieszeni swoich jeansów kartkę i długopis i szybko coś na niej zapisała.
-Proszę.-podała jej.
Przełknąłem jad, który napłynął mi do ust...
-Co to?-spytała blondynka.
-Mój numer.Zadzwoń kiedyś. Umówimy się.-zaśmiała się Alice.
Była doskonałą aktorką...
Wyraźnie czułem od niej strach i zniecierpliwienie...
Bała się...
Bała się, że zaraz wszystkich zabiję...
A jednak starała się tego nie okazywać...
Udawała rozbawioną...
Świetnie jej to wychodziło...
-Świetny pomysł.-powiedziała radośnie śmiertelniczka.
Mała uściskała ją serdecznie i energicznie pociągnęła mnie w stronę kasy.
Każda sekunda...
Całe pomieszczenie wypełnione było tym ciepłem...
Ciepłem krwi...
Słyszałem mnóstwo uderzeń serca, dobiegających z różych stron.
Miarowy stukot nie pozwalał mi się skupic na niczym innym...
-Alice...-powtórzyłem.
-Jeszcze chwila...-szepnęła, obserwując ekspedientkę, która bardzo wolno liczyła zakupy.
Za wolno...
Wiedziałem, że nie wyjdę z pomieszczenia sam...
Nie dałbym rady...
Rzuciłbym się na kogoś...
Do moich uszu doszedł głos ekspedientki podającej jakieś liczby...
Cena...
Wreszcie...
Moja ukochana bez wahania zapłaciła i szybko zbierając ubrania wyszła razem ze mną ze sklepu.
Uderzyło mnie chłodne powietrze...
Natychmiast nabrałem jego jeden duży chaust...
Zapach palący mnie od środka zastąpiła woń wiatru...
Dałem radę...
Nikogo nie zabiłem...
Ale było tak blisko...
Tak blisko...
Poszedłem w kierunku lasu...
Słyszałem za mną drobne kroczki Chochlika...
Tak blisko...
Jeszcze chwila...
Jeszcze pare sekund...
A z tych ludzi...
Nic, by nie zostało...
Kolejni którzy straciliby rodziny...
Przyjaciół...
Wspomnienia...
Sceny walki znowu stanęły mi przed oczami...
I czerwień...
Bo właśnie ten kolor tam ddominował...
Czerwień...
Krew...
Krew ludzi, którzy weszli nam niechcący w drogę...
I ich błagania...
I łzy...
A najgorsze były to uczucie...
 To uczucie kiedy ofiara wiedziała juz co ją czeka...
To poddanie...
Tyle razy miałem ochotę wtedy przestać...
Ale nie mogłem...
Pragnienie zawsze wygrywało...
Zawsze w końcu mnie dopadło...
Ukryłem twarz w dłoniach...
Gdybym mógł płakać, płakałbym, nie zważając na obecność Alice...
Ale nie mogłem...
Mogłem tylko przeżywać to co normalnie się czuje jak się płacze...
Nagle mała dłoń spróbowała oderwać moją od twarzy...
Pozwoliłem jej na to...
W końcu co innego mi zostało...
I nagle niespodziewanie miękkie wargi Alice złączyły się z moimi...
I całowała mnie wtedy tak jak nigdy...
Nieustannie...
Przerwałem na chwilę i spojrzałem jej w oczy.
-Alice...Będziesz mimo wszystko?-spytałem, obawiając się najgorszego.
Spojrzała na mnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
Ból przeszył mnie od środka...
Odsunąłem się od niej lekko...
Ujęła moją dłoń i znowu pocałowała...
-Nigdy w to nie wątp.-powiedziała cicho.-Zawsze będę... Nieważne co się stanie...-szepnęła.
-Obiecujesz?-spytałem niepewny.
Kiwnęła głową.
-Dziękuję.-mruknąłem.
Zaśmiała się radośnie.
Była przy mnie...
I to wystarczyło...
*
Przeniosłem wzrok na Małą...
-Alice, jak podałaś numer tej dziewczynie, skoro nie masz telefonu?-spytałem.
Usmiechnęła się łobuzersko.
-Cóż...-zawachała się.-Wiesz, podejrzewałem, ze ona się nie odczepi jeżeli nie dam jej numeru telefonu, więc podałam jej go. Tyle, że to był numer do tego hotelu, w którym wiesz...-urwała na chwilę.
-W którym wyznałem ci co do ciebie czuję?-spytałem.
Kiwnęła głową.
-Zaraz, zaraz...-powiedziałem patrzac jej w oczy.-Czy to możliwe, że ty kogoś okłamałaś?!-spytałem zszokowany.
Spuściła głowę...
-To nie było kłamstwo...-jęknęła.-Ja tylko...-urwała.
-Skłamałaś.-zasmiałem się.
Zagryzła wargę.
-Och, no dobra!-krzyknęła.-Skłamałam.
Usmiechnąłem się sam do siebie...
Tak trudno jej było przyznać, ze zrobiła coś złego...
Była taka dobra...
Taka szczera...
Pocałowałem ją delikatnie w usta...
-Chodźmy.-powiedziałem cicho.
Kiwnęła głową.
-Cullenowie na nas czekają.-zaśmiała się.
-hmm... W pewnym sensie nawet nie wiedzą, że istniejemy.-mruknąłem.
-Oj tam, czepiasz się szczegółów!-krzyknęła i wstała z ziemi.
Natychmiast do niej dołączyłem...
Jakże bym mógł inaczej?
Była moim sensem istnienia...
Ująłem jej dłoń w swoją i puściliśmy się pędem przed siebie...
Pęd powietrza na skórze to jedna z najcudowniejszych rzeczy na świecie, ale jest coś lepszego...
...Drobna dłoń Alice, tak ufnie trzmająca moją...
Usmiechnąłem się...
*
Las zaczął się przerzedzać.
Pierwsze co ujrzeliśmy to mały staw, z bujną roślinnością otaczającą go z każdej strony.
A potem był dom...
Dom pomalowany na biało...
Z dużymi oknami i szeroko otwartymi, drewnianymi drzwiami...
Rozmiarów tak ogromnych, że przypominał trochę wyglądem pałac...
A obok ogród...
Cały zielony, z mnóstwem drzew i pachnących łąką kwiatami...
A na drzewie przywieszona huśtawka...
Usmiechnąłem sie sam do siebie...
Przypominało to trochę dom z mojego dzieciństwa...
Usmiechnąłem się sam do siebie i spojrzałem na Małą.
-Idziemy?-spytałem.
-Tak...-szepnęła i mocniej ścisnęła moją dłoń.
Chciałem już podejść bliżej, kiedy ta mnie zatrzymała.
Sięgnęła do plecaka i wyjęła z niego coś czarnego, czym we mnie rzuciła...
-Przebierz się w to.-poleciła mi szybko.
Spojrzałem na nią krytcznie.
-Zaufaj mi.-powiedziała.
Zdjąłem szybko koszulę i wciągnąłem na siebie szybko czarny przedmiot, który okazał sie być golfem.
Spojrzałem na nią pytająco.
-To żeby nie widzieli od razu twoich blizn.-powiedziała.
Musiałem przyznac jej rację.
Zawsze lepiej było kiedy nowo poznane osoby dopiero później dowiadywały się kim jestem i co przeżyłem...
Bez wachania przeskoczyliśmy staw i znaleźliśmy się przed drzwiami domu...
-Jesteś pewna?-spytałem.
Kiwnęła głową.
-W 100 procentach.
Zaufałem jej...
W końcu to ona była moim życiem.
Przepuściłem ją w drzwiach i niepewnie wszedłem za nią.
-Edward?-rozległ się pytający, damski głos, dobiegający z pokoju.
Moim oczom ukazała się wysoka, szczupła kobieta o brązowych długich lokach, upiętych aktualnie w kok i jasnej, pogodnej twarzy.
Uśmiech na jej twarzy natychmiast kiedy nas zauważyła, został zastąpiony przez zdziwienie i lekki niepokój.
-Carlise, Rose!-krzyknęła.
Natychmiast usłyszałem szelest i obok niej pojawiły się dwie postacie.
 Dziewczyna miała długie, proste, blond włosy. Była wysoka i bardzo szczupła. Ubrana była w jasnoniebieską sukienkę, która idealnie pasowała do jej jasnej cery. Musiałem przyznać... Była jedna ze śliczniejszych wampirzyc jakie w życiu widziałem...
Ten drugi, również blondyn, miał krótkie włosy. Był wysoki, a na jego twarzy gościł spokój... Jego uczucia były... takie...inne...
Jęknąłem.
-Witajcie.-zaśmiała się Alice.-Macie piękny dom. Strasznie miło mi was wreszcie poznać. -spojrzała na blondynkę.-Oh, Rosaline, jesteś jeszcze piękniejsza niż myslałam.-uśmiechnęła się.-A ty Esme naprawdę wydajesz się być cudowna...Tak jak myślałam. Carlise... Dobrze, że nie jesteś dzisiaj w szpitalu.-rozejrzał się badawczo po domu.-A gdzzie Emmett i Edward? Strasznie ich chciałam poznać... Ach, pewnie na polowaniu, no nie?-spytała.
Trójka wampirów spojrzała na nas jak na idiotów.
Ująłem dłoń Alice...
-Tak. Miło mi was poznać, chociaż szczerze powiedziawszy zastanawiam się, pewnie jak i Rose i Esme kim wy jesteście i skąd tyle o nas wiecie?-powiedział wolno Carlise.
Po jego głosie wyraźnie poczułem, że jest kimś dobrym...
Czy naprawdę dam radę tu zamieszkać?
Ja...
Który byłem potworem...


Jazz183

Rozdział 13

Hej! :P
 A więc tak…
 Poniedziałek…
Dzień udręki…
Ale ja za to mam dzisiaj wolne. :P
 Nawet nie wiecie jak fajnie się wreszcie wyspać…
Zarwałem dwie noce z rzędu i teraz wreszcie czuję, że żyje…. :p
No nic…
 Dziękuję wam przede wszystkim za wspaniałe komentarze i przepraszam za nie dodanie notki w sobotę, ale wyjechałem na weekend do kumpla i nie mogłem napisać. Wybaczcie. ^^

Selena… Cieszę się, że Ci się podobało. :P Nie ma za co. :D W końcu to Twój blog jest cudowny. :P Wiesz nie chciało mi się opisywać co dokładnie robili i uznałem, że jak tak napiszę, to będzie lepiej. :P No i raz w życiu musze przyznać, że koniec mi nawet dobrze wyszedł… ;D Pozdrawiam Cię gorąco, całuję i czekam NN z niecierpliwością. :DDDD

Werkota…  Dzięki.  J Nie ma za co. Twój blog jest jednym z moich ulubionych i nic na to nie poradzę. Przepraszam, że długo nie komentowałem Twoich notek, ale próbowałem pare razy, a ten debilny onet nie chciał tego wysłać… L Nadrobiłem jednak dzisiaj zaległości… Mam przynajmniej nadzieję, że się wysłało i skomentowałem… :D Jak znajdę to na pewno Ci podam. ^^ Nie zapomnę. Nowy blog…Hmmm…Już patrzę…. Masz rację cudny… :D No nic…Pozdrawiam Cię gorąco, życzę weny, całuję i czekam z niecierpliwością na NN. :*

Alice… Już jak widzę, że dodałaś mi komentarz to za każdym razem  się do laptopa jak debil śmieję. :P No, ale nie mam… ^^ Taka prawda. Ja uparciuchem? Hmmm… No niestety masz rację. :D Ale to jedna z moich wielu wad… Dzięki, wiesz szczerze powiedziawszy w ogóle miałem pominąć walki milczeniem, bo nie wiedziałem jak to napisać, ale tak usiadłem, zacząłem pisać i samo mi wyszło… :D Tyle, że ja chcę… Ty dla mnie napisałaś z perspektywy  Jaspera, a ja z Alice…  Po prostu chcę spróbować…. :D O mam to samo… próbuję dodać komentarz to mi się nie chce dodać dłuższy niż te pare linijek… L No nic… Cieszę się, że Ci się podobał chociaż gdzie mi tam do Twoich notek, pozdrawiam gorąco, całuję, życzę weny i z niecierpliwością czekam na czwartek i Twoją notkę… No chyba, że dodasz jakoś wcześniej… :D

Bailey… Dzięki… :D Hmmm… Co do wątka z ta osobą blokującą dar Alice kształtuje mi się w głowie jakiś pomysł z tym, ale nie jest jeszcze dokładny…. J No trochę jest zazdrosny, ale przede wszystkim się o nią troszczy i jest nadopiekuńczy i chce żeby ta była zawsze bezpieczna itd. No i to jakie masz wyczucie… Trafiłaś ledwo, ledwo… :P Potem bym znowu Ci nie napisał i byłbym na siebie wkurzony… :D  Hahahah…. Twój sen o kuzynce mnie rozwalił… Współczuję… Wiesz mi się śniło, że stałem się nauczycielem od matmy i wrzeszczałem na moich kumpli, że nic nie umieją… A potem spadłem w jakąś dziurę czy coś takiego i dookoła mnie latało mnóstwo cyfr i zadań i musiałem te wszystkie zadania rozwiązać… Masakra. :/ No może napiszę to o zakupach, ale musze czas znaleźć… Spróbuj, spróbuj mi zamieszać… No chyba, że mi jakieś blogi polecisz, które mnie oczarują… Wtedy będę musiał je niestety dodać… ^^ Odpiszę Ci na maila jeszcze dzisiaj, a przynajmniej spróbuję znaleźć czas…:P Pozdrawiam Cię gorąco, całuję i przeczytałem Twoja nową notkę i jak zwykle do mnie trafiła. Jak Ty to robisz? :P No i czekam na następna notkę z niecierpliwością… I jestem ciekawy co takiego piszesz… :p

No i Carly… Dziękuję… ^^ Strasznie mi zawsze miło się na sercu robi jak wchodzi ktoś nowy… No i teraz to nie jest też wyjątkiem… ^^ Cudowna jesteś…. J Jeśli masz bloga to podaj mi go koniecznie,  poczytam sobie… A jak nie to nic nie szkodzi… Cieszę się, że Ci się podobało i podziwiam Cię  za przeczytanie moich rozdziałów od początku nie każdemu to się chce. :D Pozdrawiam Cię gorąco, całuję i dziękuję. :*

No i to tyle… Dziękuję wam za wszystkie komentarze, wejścia i ogólnie za wszystko. J Jesteście cudowne, cudowni czy jak tam jeszcze chcecie… :D
Chciałem wam jeszcze polecić bloga poleconego mi przez wspaniałą Werkotę… :P
a-c-i-j-h.bloog.pl
Blog jest wciągający i naprawdę warty uwagi.
Tak wiem… W kółko  polecam jakieś blogi, ale to nie moja wina… Znajduję po prostu takie blogi, albo gdzieś ktoś mi je poleci, które od razu do mnie przemawiają i wprost błagają o dodanie… :P Tak wiem teraz zachowuję się jak debil… :D
No i znajdziecie go w moich polecanych naturalnie. :P
To tyle.
Pozdrawiam was gorąco, całuję i dziękuję za wszystko…
Jazz183


Rozdział 13

Rozdział 13 dedykuję wspaniałej i niepowtarzalnej Selenie… Wpisanej na polecanych jako ane.751… Dziewczyna jest cudowna… Prowadzi wspaniałego bloga, świetnie komentuje i naprawdę ma talent. Dziękuję Ci za to jeżeli to czytasz i za jeszcze więcej…


Chłód powietrza uderzył mnie gwałtownie w twarz.
Zapach świeżej trawy mieszał się ze słodką wonią małej istoty, leżącej w moich ramionach.
Alice…
Otworzyłem oczy i prawie natychmiast oszołomił mnie blask słońca.
Cudownie błękitne niebo bez ani jednej chmury…
Dla takich dni mogłem umrzeć…
Śpiew ptaków…
Nagle Mała poruszyła się nieznacznie i mocniej objęła mnie w pasie…
Moja koszula, którą ją przykryłem delikatnie zsunęła się z jej nóg sprawiając, że  jej naga skóra zalśniła jakby obsypana milionem diamentów.
Natychmiast ją poprawiłem, odruchowo chcąc ją chronić przed chłodem poranka.
Po co to robiłem?
Przecież ona była wampirzycą…
Nie odczuwała zimna…
Mimo, że wiedziałem to doskonale dalej uważałem ją za człowieka i starałem się całym sercem ją chronić…
Jakie to było debilne…
Zaśmiałem się sam z siebie.
Niewiele myśląc skuliłem się lekko i odszukałem swoimi ustami jej.
Kiedy tylko udało mi się to zrobić złożyłem na jej wargach czuły pocałunek.
Uśmiechnęła się i  otworzyła oczy.
-Dzień dobry.-szepnęła.
-Witaj.-mruknąłem, chowając twarz w jej jedwabistych włosach…
Usłyszałem jej cudowny śmiech.
-Jak się spało?-spytała radośnie.
-Cudownie, a tobie?
-Niezwykle…-szepnęła.
Zatonąłem w jej spojrzeniu…
W złocie jej oczu widziałem słońce…
I nie to słońce co świeciło na niebie, ale jakieś inne…jej własne słońce… Słońce, które żyło w niej samej…
-Kocham cię.-szepnąłem.
-Ja ciebie też…-mruknęła.
Posłałem jej uśmiech…
-Więc co dzisiaj robimy?-spytałem.
-Czy ja wiem…Po tak wspaniałej pobudce nie wiem czy mam ochotę na cokolwiek… -powiedziała spokojnie.
-Wspaniałej pobudce?-powtórzyłem.
-Tak…-zaśmiała się.-Jeśli będziesz robił tak codziennie to niedługo chyba jedyne na co będę czekać cały dzień to noc…-pocałowała mnie delikatnie w usta.
-Hmmm….Wiesz, zawsze możemy zrobić sobie noc w ciągu dnia.-powiedziałem żartobliwym tonem.
-Jestem za.-wtuliła się we mnie mocniej.
Zaśmiałem się i wywijając się delikatnie z jej objęć, wstałem.
Natychmiast Chochlik dołączył do mnie, spoglądając na mnie jak na coś najcenniejszego na świecie.
Nie lubiłem tego spojrzenia…
Nie zasługiwałem na nie…
To ona na nie jedynie zasługiwała…
To ona była sensem mojego życia, a raczej…hmm…istnienia… Bo nie można było tego nazwać życiem…
-To jak?-spytałem.-Dalej masz ochotę walczyć cały dzień?-spytałem.
Kiwnęła głową na znak potwierdzenia.
Westchnąłem i wyjąłem szybko białą koszulę i czarne spodnie.
Alice spojrzała krytycznie na wybrane przeze mnie ciuchy.
-Jasper, biała koszula?-spytała marszcząc swoje piękne czoło.
-No…
-Biała koszula do ćwiczeń walki?-jęknęła.
-No przynajmniej ty zamierzasz dzisiaj to robić. –powiedziałem dalej nie rozumiejąc o co jej chodzi.
-Białe przecież dużo łatwiej się pobrudzi i wszystko będzie na nim widać.-przewróciła oczami.
-No trudno.-powiedziałem i założyłem szybko koszulę.
Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.
-Ale…-zaczęła.
-Przecież i tak to tylko koszula. I tak się ja kiedyś wyrzuci.-powiedziałem spokojnie.
-Tylko koszula?!-warknęła.-Tylko koszula?!! To nie jest tylko koszula. To jest aż koszula!-krzyknęła.
Nic z tego nie rozumiałem.
Ubranie to ubranie.
Wzruszyłem ramionami i szybko założyłem na siebie resztę garderoby.
Moja towarzyszka dalej patrzyła na mnie zdenerwowana.
-No co?-spytałem.
-Nic.-powiedziała nie zmieniając spojrzenia.
-Alice, ja i tak się pewnie nie domyślę, więc mogłabyś mi powiedzieć o co chodzi i mielibyśmy to za sobą. –mruknąłem.
-No  o tę koszulę.-jęknęła.
Parsknąłem śmiechem.
-No już nie przejmuj się tym tak strasznie.-powiedziałem i pocałowałem ją delikatnie w usta.- I tak, by się pewnie zniszczyła.
Widziałem, że nie może się z tym pogodzić, ale wstała i ubrała się w przyszykowane sobie wcześniej ubrania.
*

Cały dzień, a także pare następnych tygodni spędziliśmy na kolejnych lekcjach walki.
Alice szło wprost wspaniale…
Można, by nawet powiedzieć, że walczyła stanowczo za dobrze…
Szybko stała się jedyną osobą, która była zdolna mnie pokonać...
Nie licząc oczywiście Marii...
Ale Marii tu nie było i miałem ogromną nadzieję, że jej już nigdy nie spotkam...
Kiedyś nie miałem odwagi jej zabić, bo uważałem ją za bliska mi osobę...
Teraz...
Jeśli, by zaszkodziła Alice...
Jeśli próbowałaby jej cos zrobić...
Wiedziałem jaka byłaby moja reakcja...
Nie wachałbym się nawet sekundę i zabiłbym...
Zabiłbym z zimną krwią...
Zniszczyłbym osobę, która nauczyła mnie jak żyć, która mnie przemieniła, która była dla mnie kiedyś kimś najważniejszym...
Zrobiłbym wszystko dla Alice...
Wszystko...
Dosłownie...
Jeśli ona, by mnie poprosiła...wskoczyłbym w ogień bez wachania...
Jeśli chciałaby coś co znajdowało się na drugim końcu planety...biegłbym dnie i noce byleby to tylko zdobyć...
Jeśli chciałaby żebym zginął...zabiłbym się...
Usmiechnąłem się sam do siebie...
Przez ponad sto lat byłem kimś kto nigdy nikomu nie ulegał...
Kimś kto był zawsze twardy jak skała...
A teraz...
Ona, ta drobna, szalona istotka owinęła mnie sobie wokół palca, z dziecinną łatwością...
Tak mocno ją kochałem...
Gdybym mógł spać, to budziłbym się tylko dla niej...
Gdyby moje serce biło, to biłoby tylko dla niej...
Każdy jej gest w moją stronę, każde słowo...
To wszystko kruszyło ten piekielny lód jaki zamieszkał w moim sercu...
I tylko ona...
Tylko ona miała dostęp do mojego świata uczuć...
Nikt więcej...
*
Podniosłem się energicznie z ziemi.
-Oj.-jęknęła Alice.-Wybacz. Nie miało być tak mocno.-posłała mi przepraszające spojrzenie.
Wywróciłem oczami.
-Nie ma sprawy.-zaśmiałem się.
-To był ostatni raz, no nie?-spytała.
Kiwnałem głową.
-Ile jest?
-Trzy, dwa.-powiedziałem spokojnie.
-Trzy dla mnie czy dla ciebie?
-Dla ciebie.-wywróciłem oczami.
Zaśmiała się.
-Nie przejmuj się, kochanie. I tak jesteś lepszy.-powiedziała.
Kochanie...
Moje serce zadrgało...
Podobało mi się to okreslenie...
-No, ale o ile dobrze widzę to ty wygrałaś.-mruknąłem.
-Wygrana nie świadczy o umiejętnościach.Poza tym i tak wiem, że dawałeś mi miejscaami wygrać.-zasmiała się.
-Nie dawałem.-jęknałem.
-Oj, nie martw się.-powiedziała i delikatnie wzięła mój jeden lok w ręce i nawinęła go na palec.
-Nie martwię.
-No i bardzo dobre nastawienie. Przegrywać też trzeba umieć.-zasmiała się.
Oczy zaszły jej mgłą...
Wiedziałem, że ma wizję.
Złapałem ją na wszelki wypadek za ramiona, gdyby tak jak czasami jej się to zdarzało, przewróciła się.
-Co widzisz?-spytałem, ciekawy.
Zastanawiałem się jak to jest mieć taki dar...
Widzieć przyszłość...
Hmmm....
Mogłoby to być interesujące...
-Cullenów...-powiedziała.
-Co z nimi? Coś im zagraża?-spytałem używając wojskowego nawyku zadawania krótkich, zwięzłych pytań.
Pokręciła przecząco głową...
-Nie... Spotkamy się z nimi...-szepneła.
-Kiedy?
-Pojutrze...
Pojutrze?
Moje serce ścisnęło się ze strachu...
Bałem się ich spotkać...
Nowe życie...
Z nowymi, całkiem obcymi ludźmi...
Jęknąłem...
Poczułem, że Alice wróciła do normalnego świata...
Przeniosłem na nią wzrok...
Dostrzegłem, że przygląda mi się czujnym wzrokiem...
-Wszystko okey?-spytała.
Kiwnąłem głową.
-Wszystko będzie dobrze.-szepnęła.
Niezbyt jej słuchałem...
-Jesteś pewna Alice?-spytałem.
-Tego, że wszystko będzie dobrze?
-Nie...Tego, że my tam pasujemy...-mruknąłem.
Zagłebiła się na chwilę w świat wizji...
-Tak.-powiedziała po chwili milczenia.-jestem pewna.
To mi wystarczyło...
Skoro ona tak uważała...
To mogłem się z tym zgodzić.
-Jasper...Wiesz, jeżeli nie chcesz to nie musimy tam iść.-powiedziała.
Spojrzałem na nią ze zdziwieniem...
-Jak to?-spytałem.-Przecież ty o tym marzysz...-powiedziałem biorąc ją palcami pod brodę.
-Tak, ale...-urwała na chwilę.-Ale ja... Ja nie chcę żebyś ty się męczył.-powiedziała.-I jak ty będziesz nieszczęśliwy to ja też nie będę...-mruknęła.-I wolę ciebie niż Cullenów. Jeśli kiedykolwiek miałabym wybrać między nimi, a tobą...To byłbyś to zawsze ty...-szepnęła.
Złożyłem na jej ustach pocałunek.
-Dziękuję.-powiedziałem.
-Kocham cię.-szepnęła.
-Ja ciebie też...
Zatonęliśmy w swoich spojrzeniach...
-Spróbujmy.-powiedziałem po dłuższej chwili milczenia.-Jak nie będziemy do nich pasować to pojedziemy z powrotem do Philadelphii...-szepnąłem jej w ucho.
-Do Philadelphii?-powtórzyła.
-Tak...Postawimy tam mały domek z dala od ludzi...-szepnąłem.-I zamieszkamy w nim tylko we dwoje... -objąłem ją w pasie.
-Hmmm...-mruknęła.-Nasz własny...I urządzimy go dokłądnie tak jak nam się zamarzy...-szepnęła.
Nasze usta złączyły się ze sobą w czułym, przepełnionym miłością pocałunku...
Jazz183